Ostatnio nie pamiętam zbyt wielu snów a jeżeli już jakiś się przytrafi szybko umyka a nie mogę się skupić wystarczająco by go sobie przypomnieć. Wszystko przez tatę - ma wolne więc rozregulował mój tryb dnia. Jest typem "człowieka skowronka" a ze mnie jest raczej "sowa". Jego poranne hałasy bardzo mi przeszkadzają, zwłaszcza, że próbuje mnie "przestawić" na jego zdaniem "normalny" tryb dnia.
Dziś jednak wyjątkowo (prawdopodobnie po wczorajszej ostrzejszej wymianie zdań na temat odkurzania o 9 rano xD) tata postanowił być cicho przez co nie dość, że wstałam wcześniej iż zwykle (choć nie tak wcześnie jak chciałby tata) to jeszcze jako tako zapamiętałam sen. I tak oto:
Pamięć snu zaczyna się od tego, że przechodzę obok jakiegoś banku i stwierdzam, że
dawanie kredytów to wcale nie taki zły pomysł na biznes. Teoretycznie
moim zadaniem było chodzenie na wyprawy (coś jak questy w rpgach) i
zarabianie kasy w ten sposób ale żeby rozpocząć wyprawę trzeba było w
nią zainwestować i zauważyłam, że wiele osób pożycza na ten cel kasę
oddając pieniądze tuż po wyprawie - z nawiązką, marża nałożona przez
bank przyprawia o ból głowy. Uznłam, że mając zarobione na wyprawach cztery tysiące mogę je komuś pożyczyć dając niższą marżę niż bank i w ten sposób bez wysiłku pomnażać "majątek". Szybko jednak (to, że większość osób chciała pożyczyć sumy rzędu dwudziestu tysiący nie miało z tym związku... xD Nieee, wcale...) zdałam sobie sprawę, że dawanie kredytów to zadanie banków i normalni ludzie nie mogą tak pożyczać bo to już byłaby nielegalna lichwa. Zrezygnowana wyszłam więc z korytarza i poszłam coś zjeść. Tu sen się rozmywa.
W dalszej części wyciągam z piekarnika pizzę, jest 8:15 rano, jestem w domu. Nagle ktoś podchodzi do mnie i pyta dlaczego nie jestem w szkole. Zdziwiona biorę pizzę i idę sprawdzić gdzie mamy lekcje i na podstawie wiszącego na schodach (dosłownie, na stopniach...) planu zajęć odkrywam, że zajęcia mają miejsce w moim domu. W pokoju gościnnym słyszę grający telewizor i wiele głosów, postanawiam dołączyć do nich jak tylko zjem śniadanie - tymczasowo idę jednak do swojego pokoju by spokojnie sobie pojeść.
Nie jest mi to dane - w pokoju siedzą już jakieś 2 dziewczyny z mojej klasy i oglądają na telewizorze ten sam program. Uznaję to za dobrą monetę - skoro one tu siedzą to znaczy, że i ja nie muszę przebywać z resztą klasy tylko mogę obejrzeć program-lekcję we własnym pokoju. Problem polega na tym, że głupio samodzielnie jeść pizzę w obecności 2 innych osób (pizza była z gatunku małych i spokojnie pochłonęłabym ją całą ale to niekulturalnie) więc muszę wrócić do kuchni po nóż i dodatkowe talerze.A później drugi raz - tym razem po wodę mineralną bo jedna z dziewczyn zaczęła dobierać się do mojej prywatnej wody postawionej przy łóżku (wstając w nocy nie bawię się w żadne szklanki tylko piję prosto z butelki).
Ale na tym wcale moje problemy się nie kończą. Dostrzegam, że w pokoju jest delikatnie powiedziawszy bajzel (głównie przez rozrzucone na podłodze dokumenty) i zamiast jeść zaczynam sprzątać. Podchodzi do mnie jedna z koleżanek i bierze jakiś papier.
- Usprawiedliwienie nieobecności, hę? - mówi, badając tekst - Brak ochoty na kontakt z grupą nie jest żadnym usprawiedliwieniem.
- Dla Aspergerowca jest. - odpieram, wyrywając jej kartkę. (w rzeczywistości faktycznie podejrzewam u siebie ZA)
- Jeżeli kontakt z grupą ci przeszkadza to jak sobie w życiu poradzisz? - drążyła.
- Na pewno lepiej niż ty. Pracujesz w markecie za najniższą krajową, nie? - odparłam.
- To część długofalowego planu. Pracuję w markecie bo tam sprzedają bieliznę, kiedyś dostanę awans i będę mogła tą bieliznę reklamować, a wtedy mnie zauważą i jakiś ważny projektant będzie chciał żebym reklamowała jego bieliznę. A koniec końców sama zostanę znaną projektantką bielizny!
- Phi. - parsknęłam - Nie interesuje mnie publiczne paradowanie gołym tyłkiem.
Fakt, jej rozumowanie może było dobre. Ale przykład... no proszę was... xD
Przypomina mi się też trochę wcześniejszych fragmentów których nie mogę jednak podpasować do historii.
W najwyraźniejszym z nich zwiedzam czyjś dom będący najcieńszym domem w kraju - każde piętro ma około dwóch, może trzech metrów szerokości a dom ciągnie się na wysokość czterech pięter. Między piętrami umieszczono bardzo poplątane, niewygodne schody - inne na każdym piętrze, czasami bardziej niż schody przypominają one tunel w akwaparku albo skałkę wspinaczkową. Koniec końcow stwierdzam, że powinni zastąpić je zwykłą drabiną. Ale właściciele mówią, że takie schody nadają domowi charakteru. Beznadzieja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz