środa, 5 lutego 2014

Długi sen - Apokalipsa z pajęczyną w tle.

Sen zaczyna się od tego, że jestem w Niemczech i jadę windą, windą za przejazd którą trzeba płacić w euro ale nie ma cennika a ustawienie przycisków jest delikatnie powiedziawszy dziwne. W końcu, po wydaniu około 8 euro docieram na piętro na którym miałam niby zamiar wysiąść. Wita mnie jakaś kobieta, mówi, że jest moją "matką" i prowadzi do miejsca gdzie czekają już inne dziewczyny. Okazuje się, że żadna z nas nie jest człowiekiem i, że mamy nadnaturalne zdolności dzięki którym potrafimy wytwarzać pajęczynę. Pomysł podświadomość musiała zaczerpnąć od drowich kapłanek z Trylogii Mrocznego Elfa.

Zaczynają się lekcje mające na celu pokazanie nam jak używać nowoodkrytej zdolności. Początkowo idzie nam kiepsko ale w końcu większości udaje się stworzyć po twardej pajęczynie które układamy w rogu klasy. Nie jestem najlepsza z "sióstr" ale nie idzie mi też najgorzej, można powiedzieć że jestem w najlepszej piątce (dziewczyn jest około dwadzieścia). To, że nie jestem najlepsza ani nie walczę o  najlepsze miejsce wynika z początkowego faktu, że nie jestem pewna czy chcę posiadać taką zdolność. Szybko jednak akceptuję nową rolę. Mija kilka dni, lekcje stają się bardziej różnorodne. Poza tworzeniem pajęczyn uczymy się także ofensywnego użycia zdolności - odpowiedni ruch dłonią wytwarza łuk energii który z łatwością może powalić a nawet zabić grupę ludzi. Z tym idzie mi już o wiele lepiej i wkrótce walczę już tylko z jedną z "sióstr" o pierwsze miejsce.

Nagle za oknem zrywa się potworny wiatr a do budynku włamuje się masa mężczyzn. Wśród nich są demony - nadciągnęła apokalipsa. Szybko ostatnim niezajętym przez przeklętą armię azylem staje się nasza szkoła. Jest to swoisty paradoks - zdążyłam się bowiem już dowiedzieć, że gatunek pajęczych kobiet do którego należę również ma piekielne korzenie a całe "lekcje" miały na celu stworzenie armi służącej uzyskaniu władzy nad światem - tylko przez inną grupę złych istot. "Matka" opuszcza budynek by rozliczyć się z przywódcami atakującej grupy a najlepsza z "sióstr" ma dopilnować byśmy przeżyły. Słabsze "siostry" zgodnie stwierdzają, że nie mamy szans po części się z nimi zgadzam - nadciągająca armia wygląda groźnie.
Wątpię czy uda nam się niezauważonymi dotrwać do czasu aż "matka" rozliczy się z przywódcami napastników. Szczerze powiedziawszy nie wierzę nawet, że uda jej się przeżyć wystarczająco długo by tam dotrzeć. Owszem, kobieta jest silna ale nawet ona nie ma szans z ogromną przewagą liczebną z którą będzie musiała się zmierzyć. 

Wkrótce jakiekolwiek dywagacje przestają mieć rację bytu. Drzwi naszej szkoły ustępują i fala wojska wlewa się do naszej kryjówki. Słabsze "siostry" kryją się na półce wiszącej pod sufitem z tyłu klasy, obok okna. Najsilniejsza, podążając za wolą matki idzie by stawić czoło napastnikom. Zdajemy sobie wszystkie sprawę, że czeka ją pewna śmierć ale żadna nie ma zamiaru jej pomóc. To nie leży w naturze naszej rasy... Czyżby?

Staję u boku "najstarszej siostry". Ta patrzy na mnie pytająco ale w odpowiedzi posyłam tylko łuk energii w nadchodzącą grupę sześciu napastników. Okazuje się, ze pięciu z nich to ludzie - powaleni siłą mojej mocy padają martwi na ziemię. Szósty jednak jest demonem bądź ma demoniczne korzenie. Dołącza do grupy podążającej zanim i kontynuuje szturm.

- Zajmę się ludźmi. Ty odeprzyj demony. - szepczę do towarzyszki i robię krok w przód posyłając łuk energii w kolejną nadciągającą grupę. Efekt końcowy - kolejnych pięciu zabitych, dwa demony podążają na nas, za nimi idzie kolejna grupa - pięciu ludzi jeden demon jak się domyślam na podstawie poprzednich dwóch fal. 
 
Wysyłam kolejną falę by wybić ludzi. Para demonów rzuca się do przodu w nagłej szarży, powstrzymuje ich "najstarsza siostra". Robię kolejny krok w przód - pozostawiając walczącą trójkę za sobą - i zabijam kolejną grupę. Do sumy zabitych doliczam piątkę. Osamotniony demon cofa się by dołączyć do podążającej za nim następnej szóstki. 

Wówczas moja towarzyszka pada a dwoje wciąż żywych napastników za mną rzuca czymś w okno rozbijając szybę a następnie wołają do nadciągających posiłków "zadanie wykonane!". Zauważam, że powstała dziura wsysa powietrze z klasy jakby na zewnątrz budynku znajdował się odkurzacz o ogromnej sile, albo tornado.

Nagle z grupy moich następnych ofiar wylatuje jakiś przedmiot i uderza w podłogę obok mnie. Dostrzegam, że jest to granat, w porę odskakuję. Budynkiem wstrząsa ekslozja tworząc kilkumetrową wyrwę w ziemii prowadzącą na niższe piętra. Droga ucieczki zostaje odcięta - dla mnie, moich "młodszych sióstr" i dwojga demonów którzy nie zdążyli dołączyć do swoich. A ciąg z rozbitego okna wzmaga się. Apokalipsa dociera do pomieszczenia...Wpadam na pewien pomysł. Ignorując demony podbiegam do utworzonych przez nas pajęczyn i rzucam je "siostrom" nakazując by zatkały nimi okno. 

- Nigdy jeszcze nie udało mi się stworzyć pajęczyny tak szczelnej... Zresztą, nie mam zamiaru się narażać... - mówi jedna z nich.

- A chcesz zginąć!?! -wrzeszczę na nią i nie czekając na odpowiedź dodaję: - Tylko próbując zyskamy szansę na przeżycie!

Moje słowa chyba do niej trafiły bo wzięła część pakunku i przywarła do okna, starając się je umocować. Inne siostry dołączają by jej pomóc. Zerkam na dwójkę demonów mrucząc: "To się nazywa lojalność, coś czym wasi towarzysze się nie wykazali." i doskakuję do okna by pomóc "rodzinie". Wiatr był silny. Co udało nam się przymocować jedną pajęczynę inna zostawała wciągnięta w oko cyklonu, często zabierając za sobą którąś z "sióstr". W końcu dziewczyn, łącznie ze mną została tylko trójka... Ale zadanie było prawie ukończone. "Jeszcze tylko troszeczkę! Damy radę!" zawołałam przywierając do szyby i wytwarzając między nićmi pajęczyny szklistą powłokę. Moje dwie, pozostałe przy życiu "siostry" zrobiły to samo. Nagle wiatr ustał.

- Cudownie! Udało nam się! - zawołałam wymieniając z "siostrami" gest zwany przybijaniem piątki. Jakoś strata 17 "sióstr" i matki nie zrobiła na mnie większego wrażenia.

Następnie podeszłam do wyraźnie zszokowanych demonów. Jestem pewna, że myśleli, że zaraz ich zabiję. To byłoby zgodne z instynktem mojego gatunku. Ja jednak popchnęłam ich jedynie na ścianę i zbliżyłam się do jednego z nich przyglądając się uważnie jego wyrażającej przerażenie twarzy. Zauważyłam bowiem, że  włosy chłopaka związane są w sposób charakterystyczny w sennym świecie dla niewolników. Poleciłam jednej z "sióstr" by podała mi nóż a następnie śmignęłam ostrzem głowę demona. Chłopak zamknął oczy przygotowując się na śmierć. Ta jednak nie nadeszła. Zamiast tego na jego ramiona opadły długie, rozpuszczone teraz białe włosy a o podłogę uderzył kawałek przypominającego plastik materiału. Chłopak otworzył oczy, niedowierzając.

- Nigdy nie byłeś niewolnikiem, to tylko kawałek materiału, łatwy do zniszczenia, taki jak ten, zobacz: - powiedziałam wytwarzając między palcami fragment pajęczyny przypominający kawałek teśmy klejącej a następnie rozrywając go. - Kto ci to zrobił? Dlaczego musiałeś ruszyć do ataku?

Chłopak opowiedział mi swoją historię. Była w gruncie rzeczy podobna do mojej z tą różnicą, że demon wychował się w piekle. Dostał się do szkoły nijako z ulicznej łapanki, uświadomiono mu posiadanie pewnych mocy i nakazano by razem z "braćmi" ruszył do boju jako mięso armatnie. Było mi go żal.

Nagle pomieszczenie wypełnione zostało dźwiękiem telefonu. Chłopak wyciągnął komórkę z kieszeni patrząc mi w oczy, niepewny co zrobić. Na wyświetlaczu widniał napis "Ojciec". Wyrwałam mu przedmiot z ręki i odebrałam. Powitał mnie męski głos:

- Gdzie matka?
 
 - Pewnie w piekle, tam gdzie jej miejsce. - odburknęłam odkładając słuchawkę. Co najlepsze odpowiedź wcale nie była tak odległa od prawdy. Istoty mojego gatunku - a więc i "matka" po śmierci powracały do swojego prawdziwego domu czyli piekła a było całkiem prawdopodobne, że nie przeżyła potyczki.
Sen się zakończył.


 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz