środa, 19 lutego 2014

Dwa sny, dwie wycieczki.

Wygląda na to, że podświadomość postanowiła odpuścić. Albo po prostu zmiana pościeli na tzw. "z kory" powoduje, że łatwiej mi zapamiętać sen. W każdym razie dziś zapamiętałam dwa.

1. Porzucone bliźnięta.

Byłam na wycieczce w obcym kraju, oddzieliłam się od grupy nie będąc zbytnio zainteresowana zwiedzaniem zabytków i poszłam do sklepu spożywczego kupić coś na wieczór. Tam kasjerka oskarżyła mnie o kradzież ale ponieważ mówiła po polsku zdołałam obrócić całą sprawę w żart.

Wychodząc ze sklepu natknęłam się na czekającego tam psa. Minęłam go ale pies nie miał zamiaru nie zignorować - zaczął za mną podążać i choć kilka razy prowadziłam go z powrotem pod drzwi sklepu i mówiłam "Zostań", "Waruj" itd. psiak nie dawał za wygraną. W końcu zrezygnowana pozwoliłam by za mną poszedł do hotelu. Tam spotkałam kolegę z wycieczki i wyjaśniłam mu sprawę.

Spojrzałam do tyłu. Po psie nie było ani śladu. W miejscu gdzie jeszcze chwilę wcześniej się znajdował stał teraz na oko 1,5 letni chłopczyk. A tuż za nim dziewczynka w tym samym wieku. Wokół nie było nikogo kto mógłby być rodzicem bliźniąt. Po krótkiej dyskusji ustaliliśmy z kolegą, że trzeba dzieci zaprowadzić na komisariat i wyjaśnić sprawę. Tak zrobiliśmy.

Na komisariacie próbowaliśmy wytłumaczyć wszystko po angielsku. Niestety, policjanci znali tą mowę tylko na poziomie kali chcieć jeść. Toteż gdy powiedzieliśmy "We just found the children..." zaczęli się śmiać a z urywków ich rozmowy zrozumiałam, że uważają, że ja i kolega zaliczyliśmy wpadkę i nagle urodziłam dzieci. Półtoraroczne...

Jakby cała sytuacja nie była już wystarczająco nielogiczna na scenę wkroczył młody policjant zwany papieżem i oświadczył, że się ze mną ożeni bo tamten chłopak na ojca się nie nadaje. Podchwytując ksywkę odparłam, że jestem niewierząca. Na to chłopak - jak się okazało faktycznie papież (choć nie obecny), nie tylko z ksywki odparł, że to nic nie szkodzi bo on wierzy za dwoje. Zapytałam więc o celibat. Ten odparł, że dzieci już są więc nie będzie żadnego seksu ale jeżeli chcę mogę go zdradzać z innymi.
 WTF...

2. Tygrysia groźba.

W drugim śnie z dzisiejszej nocy również byłam na wycieczce. Startowała z Chrzanowa, spod Moksiru. Widząc stojący tam pojazd zbudowany podobnie do dwukadłubowego tramwaju i wyczuwając związane z nim niebezpieczeństwo postanowiłam dołączyć do wycieczki z czystej ciekawości... choć może liczyłam też na to, że ze mną przeżyje więcej osób niż gdybym w wycieczce nie brała udziału. Nie wiedziałam co wywołuje we mnie złe przeczucie ale organizator mi się nie podobał, po prostu wiedziałam, że ma złe zamiary.

Pojazd ruszył, początkowo wszystko wyglądało normalnie. Do czasu aż wjechaliśmy na nieznany mi teren ciągnący się przez pola i lasy. Nagle bowiem, na łące graniczącej z jeziorem zobaczyłam ogromnego tygrysa, dziki kot wszedł do jeziora i nawet w najgłębszym miejscu ledwie brodził. Gdy pojazd przejeżdżał po wale ustawionym na brzegu jeziora tygrys ryknął a ja z ulgą zdałam sobie sprawę z tego, że pojazd jest jednak odrobinę większy od tygrysa - gdyby było inaczej zwierze już by nas zaatakowało.

Następnie przejechaliśmy przez wąskie pasmo lasu i pojazd zatrzymał się w mieście, takim jak odgraniczone od reszty państwa miasta turystyczne dla bogatych turystów w biednych krajach. Gdzieś w międzyczasie zmieniłam się w nastoletniego chłopca, taki szczegół.Wysiedliśmy i zaczęliśmy zwiedzać okolicę, bagaże miały zostać dostarczone do hotelu osobno. Towarzysze wycieczki wyglądali na zadowolonych, ja jednak odczuwałam rosnący niepokój. Z przystanku widziałam majaczący się za domami las. Za lasem mieszkał ów ogromny tygrys...Zachowując ostrożność ruszyłam w stronę lasu. Uspokoiłam się dopiero zauważywszy, że za ostatnim z domów rozciąga się wysoka siatka. Więc to było zabezpieczenie przed groźnym sąsiadem.

Nagle w pobliżu usłyszałam kroki i czyjś głos:

- Co ty tu robisz?

Odwróciłam się. Był to kierownik wycieczki. Ponownie ogarnęło mnie złe przeczucie, zagrożenie wcale nie minęło. Ale wiedziałam też, że nie może i zrobić nic gorszego niż tygrys. Mężczyzna trzymał w ręce bawełniany kremowy podkoszulek i polarowe czarne spodnie. Kazał mi je ubrać i udać się na kolację. Czytając między wierszami zrozumiałam - to nie była wycieczka, to była łapanka niewolników. Otrzymany od niego - przyciasny jak się okazało - strój miał być teraz jedyną rzeczą posiadaną przeze mnie na własność. Cóź. Mogło być gorzej. Bez żadnego ale ruszyłam we wskazanym przez "pana" kierunku. Świadoma, że wkrótce znajdę sposób by uwolnić siebie i towarzyszy. Może przy pomocy tygrysa?
Po tej optymistycznej myśli sen się zakończył.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz