wtorek, 25 lutego 2014

Sennik - Demon



Demon we śnie symbolizuje wewnętrzne rozdarcie, jakieś cechy charakteru, zachowania, nawyki i pragnienia których śniący się wstydzi i uważa za niepoprawne – bądź też sam nie widzi w ich niczego złego ale wie, że otoczenie za takie je uważa.

  • Widzieć demona* – zdawać sobie sprawę z istnienia pewnych negatywnych cech jednak dalekich od poczucia własnego "ja".
  • Być demonem – zdawać sobie sprawę z posiadanych wad i identyfikować się z nimi. Świadomość, że są integralną częścią osobowości.
  • Stać się ofiarą demona – świadomość negatywnego wpływu posiadanych wad na własne życie.
  • Walczyć z demonem* – pracować nad sobą. 
  • Zawrzeć układ z demonem – znaleźć sposób na konstruktywne wykorzystanie wad.
  • Zaprzyjaźnić się z demonem – polubić/zaakceptować wady.  
  • Opętanie przez demona - uleganie wadom, złym nawykom.


 *Większość senników zawiera interpretację tylko do przypadków oznaczonych gwiazdką.



W moich snach dość często pojawia się motyw, że jestem demonem skrycie żyjącym wśród ludzi. Sny tego typu powtarzają się u mnie co jakiś czas już od wczesnego dzieciństwa - i muszę zaznaczyć, że bardzo je lubię.

Interpretacja jak najbardziej pasuje. Zdaję sobie bowiem sprawę z własnych wad i wiem jak wpływają na moje życie ale ponieważ są zbyt mocno powiązane z moją osobowością i poczuciem samoświadomości nie jest możliwe bym się ich pozbyła. Konkretnie chodzi tutaj o zestaw cech które jak się niedawno dowiedziałam charakterystyczne są dla zespołu Aspergera. Od dzieciństwa próbuję ukrywać je i wtapiać się w środowisko normalnych ludzi pozwalając moim nietypowym zachowaniom ujrzeć światło dzienne tylko gdy zmusza mnie do tego sytuacja. Nic dziwnego, że znajduje to swoje odzwierciedlenie w snach.

Długi sen - Przygody demona (sen kontrolowany)

Sen mogłabym określić jako kontrolowany - nie miałam świadomości snu ale moje senne możliwości sytuowały mnie w o wiele lepszej sytuacji niż resztę postaci a rzeczywistość bardzo często dostosowywała się do moich myśli. Byłam demonem dysponującym nadludzkimi mocami i wiedziałam jak zrobić z nich użytek choć traktowałam je raczej jako wyjście bezpieczeństwa niż coś czym warto szastać na każdej okazji.

Rezydowałam u jakiejś starszej kobiety, tam też poznałam jej wnuczkę i zaprzyjaźniłam się z nią. Choć cała nasza trójka starała się stwarzać pozory normalności wiedziałam, że tak jak ja jestem demonem tak one również nie są do końca ludźmi. Nie poruszałam jednak tego tematu i oficjalnie ja nie wiedziałam nic o ich niezwykłości a one nie wiedziały o mojej. Wciąż nie mam pojęcia czym dokładne były, może wiedźmami? One też jedynie przeczuwały, że nie jestem człowiekiem ale nie miały jak odgadnąć czym dokładnie jestem.

Pewnego dnia zastałam pusty dom i wiadomość, że wybrały się "wcześniej" na stację kolejową. Zaciekawiona postanowiłam sprawdzić czego tam szukają bo nie pamiętałam żeby coś planowały. Gdy dotarłam na miejsce na peronie stał już pociąg gotowy do odjazdu, wokół było pełno pasażerów. Nigdzie nie widziałam gospodyni ani jej wnuczki. Peron opustoszał a pociąg dał sygnał do odjazdu. Wtedy podszedł do mnie jakiś bury kot i zapytał o babcię. Gadające koty nie były czymś normalnym ale ponieważ sama byłam istotą nadprzyrodzoną nie zrobiło to na mnie wrażenia. Odparłam, że nie wiem ale możliwe, że babcia wsiadła do pociągu bo nigdzie jej nie widać. No i zachęcona przez zwierzaka wzięłam go na ręce i pobiegłam za odjeżdżającym pociągiem szybko doganiając skład. Rzeczywiście, w środku spotkałam towarzyszki.

Pociąg zaprowadził nas do czegoś przypominającego ogromne wesołe miasteczko. Była tam cała masa atrakcji, choć nie kojarzę by były tam budowle tak typowe jak np. diabelski młyn. Była za to cała masa budek z pamiątkami, pracowni edukacyjnych i miejsc spacerowych. Podzieliliśmy się na grupy (ja poszłam sama - znaczy z gadającym kotem) i rozpoczęliśmy zwiedzanie. Celem było znalezienie jak najciekawszej atrakcji żeby później opowiedzieć o niej reszcie wycieczki. Nie przejmowałam się zbytnio zadaniem - bardziej ciekawił mnie kot toteż przez większość czasu po prostu spacerowaliśmy rozmawiając gdy tylko wokół nie było nikogo kto mógłby nas usłyszeć (gadający kot...).W pewnej chwili zaszliśmy do parku trochę na uboczu, poza terenem głównym parku.

- Masz jakąś ludzką postać? - zapytałam w pewnym momencie a gdy odpowiedziało mi tylko parsknięcie śmiechem odwróciłam się zaciekawiona. Tam gdzie spodziewałam się zobaczyć kota stał młody mężczyzna z długimi, kręconymi włosami. Nie wyczułam ani nie usłyszałam jego przemiany więc wyglądało na to, że przybrał tą formę już jakiś czas temu gdy moje myśli skupione były na czymś innym, być może w czasie gdy opuszczaliśmy główną alejkę. 

Mężczyzna był nagi - przemiana nie obejmowała ciuchów a ciężko byłoby nosić za sobą torbę będąc kotem - i uśmiechał się szyderczo, najwyraźniej ciesząc się, że tak długo wędrował przy mnie bez ciuchów i zastanawiając jaka będzie moja reakcja. Na szczęście nie robiło to na mnie wrażenia, uważałam tylko, że zachowuje się niestosownie i zastanawiałam nad jego pobudkami. Ponieważ byliśmy daleko od uczęszczanych szlaków mógł wpaść na głupi pomysł żeby mnie zgwałcić więc postanowiłam ruszyć w kierunku głównej części miasteczka. Nie żebym się bała, że byłby w stanie zrobić mi krzywdę - po prostu wiedziałam, że jeżeli spróbuje jakiś sztuczek obrażających moją godność będę musiała go honorowo zabić a póki co wydawał mi się sympatyczny i nie chciałam mu robić krzywdy. Dlatego wolałam nie kusić losu.

Doszliśmy do bramy, kazałam mu przemienić się z powrotem w kota i gdy wykonał polecenie weszliśmy do centrum. Na ścieżce prawie wpadliśmy na dwójkę dzieci - chłopca i dziewczynkę - którzy z zażenowaniem zastanawiali się czy mogą chwycić się za ręce i wtedy będą już parą. Minąwszy ich jednocześnie - ja i kot - parsknęliśmy śmiechem. Następnie skręciliśmy zaciekawieni jedną z atrakcji. Była to zagadka edukacyjna polegająca na zbudowaniu żarówki na podstawie własnej wiedzy. Kot przemienił się na moment w człowieka, zbudował działającą świetlówkę i zadowolony wrócił do swojej zwierzęcej postaci.

- Naprawdę uważasz, że świetlówka nadaje się na źródło światła? - zapytałam zniesmaczona. Światło migało a urządzenie wydobywało z siebie nieprzyjemne buczenie.  

- A masz lepszy pomysł? - zapytał towarzysz.

- Czy ja wiem? Led albo zwykła żarówka. Ale nie potrafiłabym ich zbudować. - odparłam wzruszając ramionami.

Ponieważ czas przeznaczony na zadanie się kończył wróciliśmy do grupy by zaprezentować wyniki badań. Ze zdumieniem odkryłam, że reszta grupy ma prawo "kupić" wynik... razem z osobą go prezentującą. Co w praktyce oznaczało, że kupujący zyskiwał niewolnika, związanego przymusowym, niezrywalnym kontraktem. A cena była bardzo niska, licytacja zaczynała się od 500bitów (walutą obowiązującą we śnie były pieniądze nazywane bitami i bajtami, z przelicznikiem takim jak ten komputerowy, 1:8 i z cenami wyrażanymi w kilo, mega albo giga). Zaczęłam się zastanawiać nad wyjściem z sytuacji - byłam pewna, że ktoś wykorzysta szansę i kupi mnie bo miałam o wiele większą wartość niż cała reszta uczestników razem wzięta. Po nawiązaniu kontraktu musiałabym wykonywać wszystko o co poprosiłby mnie pan i nie mogłabym sprzeciwić się jego woli. Mimo moich mocy nie mogłabym go nawet zabić. 

Wtedy podszedł do mnie "kot" (w ludzkiej postaci - już ubrany bo wszyscy uczestnicy licytacji otrzymali długie czarne szaty) i zaproponował wyjście - nie było możliwości kupienia kogoś kto już jest związany jakimkolwiek kontraktem a za kontrakt była uważana nawet relacja chłopak-dziewczyna. Czyli innymi słowy zaproponował mi chodzenie. Zgodziłam się. Było to najlepsze wyjście w mojej sytuacji. Chodzenie do niczego nie zobowiązywało ani nie wprowadzało ograniczeń i mogłam je zerwać a prawdę mówiąc "kot" nie był znowu taki zły więc mogłam dać mu szansę.

Następny w kolejce do licytacji był "mój chłopak" rozpromieniony wyszedł przed szereg i zapytany przez prowadzącego co dała mu wycieczka odkrzyknął:

- Dziewczynę! - i podbiegł do mnie, chwycił za rękę i wyprowadził z sali. Nie muszę wspominać że inni uczestnicy wyglądali na zawiedzionych takim obrotem spraw. Widać było kto miał na mnie chrapkę. :D

Tu nastąpiła mała przerwa we śnie spowodowana obudzeniem przez jakiś hałas w rzeczywistości. Szybko jednak zasnęłam ponownie i udało mi się w dużym stopniu powrócić do rozbudowanego, sennego świata.

Miała miejsce kolejna wycieczka i kolejne wyzwanie. Rzecz miała miejsce w świecie przypominającym świat astralny a w zadaniu brałam udział ja, mój chłopak i przyjaciółka (wnuczka babci) z poprzedniej części snu, wciąż mieliśmy na sobie stroje z licytacji. Dostaliśmy do dyspozycji również unoszące się w powietrzu dyski i mieliśmy pokonać szarżujących na nas przeciwników utrzymując jednocześnie równowagę - upadek z dysku miał wiązać się z spadnięciem w niemal bezdenną, wypełnioną wirującymi kolorami przepaść i śmiercią czekającą na jego końcu.

Zastanawiałam się jak to rozegrać. Sama nie potrafiłam latać więc nie mogłam czuć się bezpieczna ale jednocześnie byłam bardzo dobra w walce więc nie sądziłam by jakiemukolwiek napastnikowi udało się mnie zrzucić. Co jednak z towarzyszami? Czy będę w stanie ich ochronić? Czy jeżeli stracą równowagę mój dysk okaże się wystarczająco szybki bym zdołała ich złapać zanim dosięgną dna? 

Moje obawy zostały przerwane przez nadejście przeciwników. Skutecznie powstrzymałam pierwszą falę, do towarzyszy przedostał się tylko jeden przeciwnik ale dali sobie z nim radę. Zauważyłam jednak, że chłopak nie wykazuje entuzjazmu. Przez moment nasze oczy spotkały się, były zamglone, widziałam w nich rezygnację. Chłopak nie chciał walki. Zanim zdążyłam zareagować "kot" wykonał krok do tyłu i zeskoczył z dysku lecąc jak się wydawało w głęboką przepaść. 

Wkrótce jednak nastąpiło głuche uderzenie, rzeczywistość zamigotała i zamiast w bezkształtnym bezmiarze chłopak wylądował na znajdującym się dwa metry poniżej dysku zasypanym piaskiem chodniku. Więc bezmiar był tylko iluzją. Przeciwnicy i kolorowe fale zniknęły a wokół nas pojawiło się otoczone pustynią miasto. Zirytowało mnie to. Prawdziwe zagrożenie to jedno ale oszustwo to co innego. Wkurzyłam się, zeskoczyłam z własnego dysku i szybkim krokiem, boso ruszyłam chodnikiem a następnie, gdy dotarłam do skraju pustyni ruszyłam przez nią biegiem. 

Przyjaciele dogonili mnie długo później - gdy usiadłam aby odpocząć i zastanowić się nad dalszą drogą a mury miasta schowały się za górami piachu. Zauważywszy, że nadchodzą zerwałam się ponownie na nogi i ruszyłam przed siebie ale nagle moja stopa o coś zahaczyła. Zaciekawiona chwyciłam przeszkodę i zaczęłam ciągnąć. Było to zasypane piaskiem, lianopodobne pnącze otoczone wianuszkiem zielonych listków. Zdziwiona odkryciem (tego typu roślina na środku pustyni?) pociągnęłam roślinną linę i podążyłam za nią chcąc odkryć skąd się ciągnie. 

Po kilkunastu krokach natrafiłam na niespodziewaną przeszkodę - tekturową ścianę w sposób doskonały imitującą piasek i niebo. Wytworzyłam w niej dziurę i zerknęłam do środka. Krajobraz jaki ukazał się moim oczom różnił się drastycznie od tego w którym się obecnie znajdowałam - był ciemny, niebo pokrywały chmury a horyzont usiany był dymiącymi kominami fabryk, wszystko miało klimat określany jako steampunk.
"Kot" zaciekawiony próbował przecisnąć się przez szparę obok mnie ale odepchnęłam go mówiąc, że pierwsza pójdę. Miałam przeczucie, że to pułapka.

Zgodnie z obietnicą powiększyłam szparę i przecisnęłam się przez nią wkraczając do ciemnego świata. Jak przypuszczałam szybko zostałam zaatakowana - rzuciły się na mnie dwa sterowane mechanicznie szkielety. Szybko przetrzepałam im kości (dosłownie i w przenośni) i zawołałam przyjaciół, że mogą wejść. Zaczęliśmy badać otoczenie, wszędzie pełno było rur i metalu, powietrze wypełniała para a wokół roznosił się stukot pracujących maszyn. 

W pewnej chwili odwróciłam się chcąc zerknąć na przyjaciół i dostrzegłam za ich plecami zbliżającą się grupę ludzi z gotową do wystrzału bronią palną. Jeden z nich wystrzelił. Rzuciłam się na przód i złapałam kulę w locie ratując tym samym przyjaciółce życie. Za nią leciały następne, złapałam najbliższe a resztę powstrzymałam sztuczką z Matrixa - po prostu wyciągnęłam przed siebie rękę a kule zawisły w powietrzu. :D Następnie stanęłam pewnie przed przyjaciółmi, pokazałam trzymane w dłoni kule, zerknęłam na te wciąż unoszące się w powietrzu a następnie zabiłam napastników posyłając kule z powrotem do właścicieli. Zagrożenie minęło. Żałowałam tylko, że moja natura ujrzała światło dzienne i moje życie w tamtym świecie jest spalone. Nie mogłam już dłużej udawać człowieka co było najzabawniejszym elementem - mierzenie się ze światem na ludzkich zasadach wiedząc, że jeżeli coś pójdzie nie tak mam asa w rękawie w postaci mocy.

piątek, 21 lutego 2014

Sen - Przeszłość, przyszłość? Sama nie wiem.

Sam motyw snu był niezły ale niestety, większość wydarzeń uleciała zpamięci przez dźwięk budzika. Zostały skrawki.

I tak: 
Sen miał związek z komedią "Nowszy Model" która wczoraj leciała w TV. Głównymi postaciami była ta para.

Kobieta kontrolowana była przez jakiegoś faceta i bała się mu cokolwiek powiedzieć. W końcu jednak przemogła się i postawiwszy na swoim przeniosła się w czasie. W przeszłość jak sądziłam (czasy pierwszej wojny światowej) ale po obudzeniu zdałam sobie sprawę, że wstukała rok 2018 a nie 1918.

Mężczyzna został w teraźniejszości i przez jakiś czas niewiele się działo.

Następnie kobieta powróciła - jakby odmłodzona. Mężczyzna był już trochę starszy niż przed jej zniknięciem więc różnica wieku nie była tak dostrzegalna. Kobieta przyniosła ze sobą przenośny ogród twierdząc, że mężczyzna jest jego ojcem. I nastoletnią córkę, która nie czuła się pewnie w aktualnej teraźniejszości - pochodziła z przyszłości więc bała się czy jest gotowa na pójście do teraźniejszej szkoły.

Nadrabiając stracony czas para poszła do sklepu "wszystko po 1zł" i kupiła kilka przydatnych rzeczy, głównie ciuchów bo kobieta nie przyniosła bagażu z przyszłości.

Szkoda, że cały sens akcji zapadł się. Wiem, że wszystko było całkiem nieźle powiązane przyczynowo-skutkowo a pomiędzy poszczególnymi fragmentami/elementami były inne. Mniej charakterystyczne ale ważne dla zachowania logiki.

środa, 19 lutego 2014

Dwa sny, dwie wycieczki.

Wygląda na to, że podświadomość postanowiła odpuścić. Albo po prostu zmiana pościeli na tzw. "z kory" powoduje, że łatwiej mi zapamiętać sen. W każdym razie dziś zapamiętałam dwa.

1. Porzucone bliźnięta.

Byłam na wycieczce w obcym kraju, oddzieliłam się od grupy nie będąc zbytnio zainteresowana zwiedzaniem zabytków i poszłam do sklepu spożywczego kupić coś na wieczór. Tam kasjerka oskarżyła mnie o kradzież ale ponieważ mówiła po polsku zdołałam obrócić całą sprawę w żart.

Wychodząc ze sklepu natknęłam się na czekającego tam psa. Minęłam go ale pies nie miał zamiaru nie zignorować - zaczął za mną podążać i choć kilka razy prowadziłam go z powrotem pod drzwi sklepu i mówiłam "Zostań", "Waruj" itd. psiak nie dawał za wygraną. W końcu zrezygnowana pozwoliłam by za mną poszedł do hotelu. Tam spotkałam kolegę z wycieczki i wyjaśniłam mu sprawę.

Spojrzałam do tyłu. Po psie nie było ani śladu. W miejscu gdzie jeszcze chwilę wcześniej się znajdował stał teraz na oko 1,5 letni chłopczyk. A tuż za nim dziewczynka w tym samym wieku. Wokół nie było nikogo kto mógłby być rodzicem bliźniąt. Po krótkiej dyskusji ustaliliśmy z kolegą, że trzeba dzieci zaprowadzić na komisariat i wyjaśnić sprawę. Tak zrobiliśmy.

Na komisariacie próbowaliśmy wytłumaczyć wszystko po angielsku. Niestety, policjanci znali tą mowę tylko na poziomie kali chcieć jeść. Toteż gdy powiedzieliśmy "We just found the children..." zaczęli się śmiać a z urywków ich rozmowy zrozumiałam, że uważają, że ja i kolega zaliczyliśmy wpadkę i nagle urodziłam dzieci. Półtoraroczne...

Jakby cała sytuacja nie była już wystarczająco nielogiczna na scenę wkroczył młody policjant zwany papieżem i oświadczył, że się ze mną ożeni bo tamten chłopak na ojca się nie nadaje. Podchwytując ksywkę odparłam, że jestem niewierząca. Na to chłopak - jak się okazało faktycznie papież (choć nie obecny), nie tylko z ksywki odparł, że to nic nie szkodzi bo on wierzy za dwoje. Zapytałam więc o celibat. Ten odparł, że dzieci już są więc nie będzie żadnego seksu ale jeżeli chcę mogę go zdradzać z innymi.
 WTF...

2. Tygrysia groźba.

W drugim śnie z dzisiejszej nocy również byłam na wycieczce. Startowała z Chrzanowa, spod Moksiru. Widząc stojący tam pojazd zbudowany podobnie do dwukadłubowego tramwaju i wyczuwając związane z nim niebezpieczeństwo postanowiłam dołączyć do wycieczki z czystej ciekawości... choć może liczyłam też na to, że ze mną przeżyje więcej osób niż gdybym w wycieczce nie brała udziału. Nie wiedziałam co wywołuje we mnie złe przeczucie ale organizator mi się nie podobał, po prostu wiedziałam, że ma złe zamiary.

Pojazd ruszył, początkowo wszystko wyglądało normalnie. Do czasu aż wjechaliśmy na nieznany mi teren ciągnący się przez pola i lasy. Nagle bowiem, na łące graniczącej z jeziorem zobaczyłam ogromnego tygrysa, dziki kot wszedł do jeziora i nawet w najgłębszym miejscu ledwie brodził. Gdy pojazd przejeżdżał po wale ustawionym na brzegu jeziora tygrys ryknął a ja z ulgą zdałam sobie sprawę z tego, że pojazd jest jednak odrobinę większy od tygrysa - gdyby było inaczej zwierze już by nas zaatakowało.

Następnie przejechaliśmy przez wąskie pasmo lasu i pojazd zatrzymał się w mieście, takim jak odgraniczone od reszty państwa miasta turystyczne dla bogatych turystów w biednych krajach. Gdzieś w międzyczasie zmieniłam się w nastoletniego chłopca, taki szczegół.Wysiedliśmy i zaczęliśmy zwiedzać okolicę, bagaże miały zostać dostarczone do hotelu osobno. Towarzysze wycieczki wyglądali na zadowolonych, ja jednak odczuwałam rosnący niepokój. Z przystanku widziałam majaczący się za domami las. Za lasem mieszkał ów ogromny tygrys...Zachowując ostrożność ruszyłam w stronę lasu. Uspokoiłam się dopiero zauważywszy, że za ostatnim z domów rozciąga się wysoka siatka. Więc to było zabezpieczenie przed groźnym sąsiadem.

Nagle w pobliżu usłyszałam kroki i czyjś głos:

- Co ty tu robisz?

Odwróciłam się. Był to kierownik wycieczki. Ponownie ogarnęło mnie złe przeczucie, zagrożenie wcale nie minęło. Ale wiedziałam też, że nie może i zrobić nic gorszego niż tygrys. Mężczyzna trzymał w ręce bawełniany kremowy podkoszulek i polarowe czarne spodnie. Kazał mi je ubrać i udać się na kolację. Czytając między wierszami zrozumiałam - to nie była wycieczka, to była łapanka niewolników. Otrzymany od niego - przyciasny jak się okazało - strój miał być teraz jedyną rzeczą posiadaną przeze mnie na własność. Cóź. Mogło być gorzej. Bez żadnego ale ruszyłam we wskazanym przez "pana" kierunku. Świadoma, że wkrótce znajdę sposób by uwolnić siebie i towarzyszy. Może przy pomocy tygrysa?
Po tej optymistycznej myśli sen się zakończył.


wtorek, 18 lutego 2014

Sen - Szukanie bursztynów.

Heh, ostatnio moja podświadomość zawodzi. Snów albo nie pamiętam albo są to skrawki tak krótkie, że żal je opisywać bo zajęłyby może 1-2 linijki. Dziś pamiętam trochę więcej ale też niewiele. Jest to jednak sen nawiązujący delikatnie do jednego z poprzednio opisanych klik.

Znowu morze i znowu śnieg na plaży. Tym razem jestem niemal sama - towarzyszy mi jedna osoba ale stanowi raczej tło, porównanie. Brnę przez śnieg i staję na brzegu gdzie woda pozbyła się białego puchu a zamiast niego naniosła pełno kamieni.Kamieni? Przyglądam się bliżej. To nie kamienie tylko bursztyny. Pełno bursztynów.

Wskakuję na piasek i zaczynam zbierać bursztyny do torby, fale moczą mi buty ale z zaskoczeniem odkrywam, że nie czuję zimna, ba, nie czuję nawet by moje nogi były mokre. Postanawiam jednak nie zastanawiać się nad tym faktem i skupiam się na zbieraniu bursztynów. Kątem oka dostrzegam towarzysza - też zbiera bursztyny ale znajduje ich znacznie mniej niż ja, najwidoczniej znalazłam dobre miejsce.

Nagle na plaże wchodzą dwie kolejne osoby. Nieruchomieję i patrzę na nie, gotowa bronić mojego spotu. Ci jednak - chłopak i dziewczyna - podchodzą do mnie i oferują, wymianę jakiegoś przedmiotu na jeden z bursztynów, największy, z gatunku białych. Początkowo oferta wydaje mi się fair ale zaraz zmieniam zdanie - namawiają mnie zbyt mocno, prawdopodobnie znaleziony kamień jest dużo więcej wart. Odmawiam.

Następnie sen ulega lekkiej zmianie. Już nie jestem na plaży ale przed moim domem. Wciąż jednak zbieram bursztyny, bursztyny które wypadły z przelatującego nad moim domem samolotu i rozsypały siępo całym ogrodzie. Spieszę się - szybko nadchodzi noc a wiem, że te kamyki których nie zdążę zebrać przez zmrokiem do rana znikną.

wtorek, 11 lutego 2014

Poradnik - Kryzysy snu czyli kiedy się budzimy.


Człowiek w trakcie snu doświadcza pewnego rodzaju kryzysów w odstępach czasowych nieco krótszych niż 3 godziny, to w tych momentach najłatwiej jest nam się obudzić:

  • Po 3 godzinach snu kończy się  etap faz głównie głębokich i następuje kryzys wynikły z pierwszej dłuższej fazy REM - po obudzeniu w tym momencie można już przetrwać następny dzień bez większych szkód dla zdrowia (sen krótszy niż 3 na 24h jest groźny dla organizmu) choć człowiek będzie padnięty. 
  • Po 5-6 godzinach następuje kryzys wynikający z dużej ilości snów (przewaga faz REM) - w owym czasie najczęściej następuje nieplanowana pobudka na skutek jakiegoś sygnału z zewnątrz. Można już spokojnie wstać jeżeli tylko czujemy się wyspani - różni ludzie potrzebują różnej ilości snu ale 5-6h to dolna granica wyspania (optymalnie powinno się spać 8h ale to tylko statystyka - tak jak fakt, że człowiek i pies idąc razem statystycznie mają po 3 nogi).
  • Następny kryzys to 8-10h - naturalna pobudka niezależna od sygnałów z zewnątrz. Więcej już po prostu się spać nie da chyba, że ktoś  jest chory, odsypia niewyspanie albo zwyczajnie lubi spać i śpi dla rozrywki.
(Poradnik powstał przez inspirację tematem klik na forum Paranormalne.pl)

Sen - Szkoła w domu.

Ostatnio nie pamiętam zbyt wielu snów a jeżeli już jakiś się przytrafi szybko umyka a nie mogę się skupić wystarczająco by go sobie przypomnieć. Wszystko przez tatę - ma wolne więc rozregulował mój tryb dnia. Jest typem "człowieka skowronka" a ze mnie jest raczej "sowa". Jego poranne hałasy bardzo mi przeszkadzają, zwłaszcza, że próbuje mnie "przestawić" na jego zdaniem "normalny" tryb dnia.

Dziś jednak wyjątkowo (prawdopodobnie po wczorajszej ostrzejszej wymianie zdań na temat odkurzania o 9 rano xD) tata postanowił być cicho przez co nie dość, że wstałam wcześniej iż zwykle (choć nie tak wcześnie jak chciałby tata) to jeszcze jako tako zapamiętałam sen. I tak oto:

Pamięć snu zaczyna się od tego, że przechodzę obok jakiegoś banku i stwierdzam, że dawanie kredytów to wcale nie taki zły pomysł na biznes. Teoretycznie moim zadaniem było chodzenie na wyprawy (coś jak questy w rpgach) i zarabianie kasy w ten sposób ale żeby rozpocząć wyprawę trzeba było w nią zainwestować i zauważyłam, że wiele osób pożycza na ten cel kasę oddając pieniądze tuż po wyprawie - z nawiązką, marża nałożona przez bank przyprawia o ból głowy. Uznłam, że mając zarobione na wyprawach cztery tysiące mogę je komuś pożyczyć dając niższą marżę niż bank i w ten sposób bez wysiłku pomnażać "majątek". Szybko jednak (to, że większość osób chciała pożyczyć sumy rzędu dwudziestu tysiący nie miało z tym związku... xD Nieee, wcale...) zdałam sobie sprawę, że dawanie kredytów to zadanie banków i normalni ludzie nie mogą tak pożyczać bo to już byłaby nielegalna lichwa. Zrezygnowana wyszłam więc z korytarza i poszłam coś zjeść. Tu sen się rozmywa.  

W dalszej części wyciągam z piekarnika pizzę, jest 8:15 rano, jestem w domu. Nagle ktoś podchodzi do mnie i pyta dlaczego nie jestem w szkole. Zdziwiona biorę pizzę i idę sprawdzić gdzie mamy lekcje i na podstawie wiszącego na schodach (dosłownie, na stopniach...) planu zajęć odkrywam, że zajęcia mają miejsce w moim domu. W pokoju gościnnym słyszę grający telewizor i wiele głosów, postanawiam dołączyć do nich jak tylko zjem śniadanie - tymczasowo idę jednak do swojego pokoju by spokojnie sobie pojeść. 

Nie jest mi to dane - w pokoju siedzą już jakieś 2 dziewczyny z mojej klasy i oglądają na telewizorze ten sam program. Uznaję to za dobrą monetę - skoro one tu siedzą to znaczy, że i ja nie muszę przebywać z resztą klasy tylko mogę obejrzeć program-lekcję we własnym pokoju. Problem polega na tym, że głupio samodzielnie jeść pizzę w obecności 2 innych osób (pizza była z gatunku małych i spokojnie pochłonęłabym ją całą ale to niekulturalnie) więc muszę wrócić do kuchni po nóż i dodatkowe talerze.A później drugi raz - tym razem po wodę mineralną bo jedna z dziewczyn zaczęła dobierać się do mojej prywatnej wody postawionej przy łóżku (wstając w nocy nie bawię się w żadne szklanki tylko piję prosto z butelki).

Ale na tym wcale moje problemy się nie kończą. Dostrzegam, że w pokoju jest delikatnie powiedziawszy bajzel (głównie przez rozrzucone na podłodze dokumenty) i zamiast jeść zaczynam sprzątać. Podchodzi do mnie jedna z koleżanek i bierze jakiś papier. 

- Usprawiedliwienie nieobecności, hę? - mówi, badając tekst - Brak ochoty na kontakt z grupą nie jest żadnym usprawiedliwieniem.

- Dla Aspergerowca jest. - odpieram, wyrywając jej kartkę. (w rzeczywistości faktycznie podejrzewam u siebie ZA)

- Jeżeli kontakt z grupą ci przeszkadza to jak sobie w życiu poradzisz? - drążyła.

- Na pewno lepiej niż ty. Pracujesz w markecie za najniższą krajową, nie? - odparłam.

- To część długofalowego planu. Pracuję w markecie bo tam sprzedają bieliznę, kiedyś dostanę awans i będę mogła tą bieliznę reklamować, a wtedy mnie zauważą i jakiś ważny projektant będzie chciał żebym reklamowała jego bieliznę. A koniec końców sama zostanę znaną projektantką bielizny!

- Phi. - parsknęłam - Nie interesuje mnie publiczne paradowanie gołym tyłkiem.

Fakt, jej rozumowanie może było dobre. Ale przykład... no proszę was... xD


Przypomina mi się też trochę wcześniejszych fragmentów których nie mogę jednak podpasować do historii.  
W najwyraźniejszym z nich zwiedzam czyjś dom będący najcieńszym domem w kraju - każde piętro ma około dwóch, może trzech metrów szerokości a  dom ciągnie się na wysokość czterech pięter. Między piętrami umieszczono bardzo poplątane, niewygodne schody - inne na każdym piętrze, czasami bardziej niż schody przypominają one tunel w akwaparku albo skałkę wspinaczkową. Koniec końcow stwierdzam, że powinni zastąpić je zwykłą drabiną. Ale właściciele mówią, że takie schody nadają domowi charakteru. Beznadzieja. 


czwartek, 6 lutego 2014

Sen - Katastrofa samolotu

Tym razem króciutki sen.

Jestem w domu i wyglądam przez okno. Widok za nim się nie zgadza z tym w rzeczywistości ale nie zwracam na to uwagi. Jest tam rząd pół lub łąk a za nimi, we mgle majaczy się góra.

Nagle słyszę dźwięk przelatującego nad domem samolotu. Patrzę w górę. Wygląda na normalny samolot pasażerski i wydaje mi się, że leci dość wysoko bo w pobliżu dostrzegam podobny ale dwa razy większy. Oba są biało czerwone.
Samolot leci jednak zaskakująco szybko jak na spodziewaną wysokość i wkrótce zdaję sobie sprawę, że wcale nie leci wyżej tylko jest mniejszy od drugiego pojazdu. I opada choć powinien się wznosić biorąc pod uwagę, że leci w kierunku góry.

Obok mnie staje mama.

- Patrz, ten samolot zaraz się rozbije... - mówię do niej a samolot gwałtownie skręca w stronę ziemii i rozbija się o łąkę roztrzaskując się zupełnie. - A nie mówiłam?

Pewnie sen był reakcją na to, że przedwczoraj razem z mamą widziałam dość groźny wypadek: klik.

środa, 5 lutego 2014

Długi sen - Apokalipsa z pajęczyną w tle.

Sen zaczyna się od tego, że jestem w Niemczech i jadę windą, windą za przejazd którą trzeba płacić w euro ale nie ma cennika a ustawienie przycisków jest delikatnie powiedziawszy dziwne. W końcu, po wydaniu około 8 euro docieram na piętro na którym miałam niby zamiar wysiąść. Wita mnie jakaś kobieta, mówi, że jest moją "matką" i prowadzi do miejsca gdzie czekają już inne dziewczyny. Okazuje się, że żadna z nas nie jest człowiekiem i, że mamy nadnaturalne zdolności dzięki którym potrafimy wytwarzać pajęczynę. Pomysł podświadomość musiała zaczerpnąć od drowich kapłanek z Trylogii Mrocznego Elfa.

Zaczynają się lekcje mające na celu pokazanie nam jak używać nowoodkrytej zdolności. Początkowo idzie nam kiepsko ale w końcu większości udaje się stworzyć po twardej pajęczynie które układamy w rogu klasy. Nie jestem najlepsza z "sióstr" ale nie idzie mi też najgorzej, można powiedzieć że jestem w najlepszej piątce (dziewczyn jest około dwadzieścia). To, że nie jestem najlepsza ani nie walczę o  najlepsze miejsce wynika z początkowego faktu, że nie jestem pewna czy chcę posiadać taką zdolność. Szybko jednak akceptuję nową rolę. Mija kilka dni, lekcje stają się bardziej różnorodne. Poza tworzeniem pajęczyn uczymy się także ofensywnego użycia zdolności - odpowiedni ruch dłonią wytwarza łuk energii który z łatwością może powalić a nawet zabić grupę ludzi. Z tym idzie mi już o wiele lepiej i wkrótce walczę już tylko z jedną z "sióstr" o pierwsze miejsce.

Nagle za oknem zrywa się potworny wiatr a do budynku włamuje się masa mężczyzn. Wśród nich są demony - nadciągnęła apokalipsa. Szybko ostatnim niezajętym przez przeklętą armię azylem staje się nasza szkoła. Jest to swoisty paradoks - zdążyłam się bowiem już dowiedzieć, że gatunek pajęczych kobiet do którego należę również ma piekielne korzenie a całe "lekcje" miały na celu stworzenie armi służącej uzyskaniu władzy nad światem - tylko przez inną grupę złych istot. "Matka" opuszcza budynek by rozliczyć się z przywódcami atakującej grupy a najlepsza z "sióstr" ma dopilnować byśmy przeżyły. Słabsze "siostry" zgodnie stwierdzają, że nie mamy szans po części się z nimi zgadzam - nadciągająca armia wygląda groźnie.
Wątpię czy uda nam się niezauważonymi dotrwać do czasu aż "matka" rozliczy się z przywódcami napastników. Szczerze powiedziawszy nie wierzę nawet, że uda jej się przeżyć wystarczająco długo by tam dotrzeć. Owszem, kobieta jest silna ale nawet ona nie ma szans z ogromną przewagą liczebną z którą będzie musiała się zmierzyć. 

Wkrótce jakiekolwiek dywagacje przestają mieć rację bytu. Drzwi naszej szkoły ustępują i fala wojska wlewa się do naszej kryjówki. Słabsze "siostry" kryją się na półce wiszącej pod sufitem z tyłu klasy, obok okna. Najsilniejsza, podążając za wolą matki idzie by stawić czoło napastnikom. Zdajemy sobie wszystkie sprawę, że czeka ją pewna śmierć ale żadna nie ma zamiaru jej pomóc. To nie leży w naturze naszej rasy... Czyżby?

Staję u boku "najstarszej siostry". Ta patrzy na mnie pytająco ale w odpowiedzi posyłam tylko łuk energii w nadchodzącą grupę sześciu napastników. Okazuje się, ze pięciu z nich to ludzie - powaleni siłą mojej mocy padają martwi na ziemię. Szósty jednak jest demonem bądź ma demoniczne korzenie. Dołącza do grupy podążającej zanim i kontynuuje szturm.

- Zajmę się ludźmi. Ty odeprzyj demony. - szepczę do towarzyszki i robię krok w przód posyłając łuk energii w kolejną nadciągającą grupę. Efekt końcowy - kolejnych pięciu zabitych, dwa demony podążają na nas, za nimi idzie kolejna grupa - pięciu ludzi jeden demon jak się domyślam na podstawie poprzednich dwóch fal. 
 
Wysyłam kolejną falę by wybić ludzi. Para demonów rzuca się do przodu w nagłej szarży, powstrzymuje ich "najstarsza siostra". Robię kolejny krok w przód - pozostawiając walczącą trójkę za sobą - i zabijam kolejną grupę. Do sumy zabitych doliczam piątkę. Osamotniony demon cofa się by dołączyć do podążającej za nim następnej szóstki. 

Wówczas moja towarzyszka pada a dwoje wciąż żywych napastników za mną rzuca czymś w okno rozbijając szybę a następnie wołają do nadciągających posiłków "zadanie wykonane!". Zauważam, że powstała dziura wsysa powietrze z klasy jakby na zewnątrz budynku znajdował się odkurzacz o ogromnej sile, albo tornado.

Nagle z grupy moich następnych ofiar wylatuje jakiś przedmiot i uderza w podłogę obok mnie. Dostrzegam, że jest to granat, w porę odskakuję. Budynkiem wstrząsa ekslozja tworząc kilkumetrową wyrwę w ziemii prowadzącą na niższe piętra. Droga ucieczki zostaje odcięta - dla mnie, moich "młodszych sióstr" i dwojga demonów którzy nie zdążyli dołączyć do swoich. A ciąg z rozbitego okna wzmaga się. Apokalipsa dociera do pomieszczenia...Wpadam na pewien pomysł. Ignorując demony podbiegam do utworzonych przez nas pajęczyn i rzucam je "siostrom" nakazując by zatkały nimi okno. 

- Nigdy jeszcze nie udało mi się stworzyć pajęczyny tak szczelnej... Zresztą, nie mam zamiaru się narażać... - mówi jedna z nich.

- A chcesz zginąć!?! -wrzeszczę na nią i nie czekając na odpowiedź dodaję: - Tylko próbując zyskamy szansę na przeżycie!

Moje słowa chyba do niej trafiły bo wzięła część pakunku i przywarła do okna, starając się je umocować. Inne siostry dołączają by jej pomóc. Zerkam na dwójkę demonów mrucząc: "To się nazywa lojalność, coś czym wasi towarzysze się nie wykazali." i doskakuję do okna by pomóc "rodzinie". Wiatr był silny. Co udało nam się przymocować jedną pajęczynę inna zostawała wciągnięta w oko cyklonu, często zabierając za sobą którąś z "sióstr". W końcu dziewczyn, łącznie ze mną została tylko trójka... Ale zadanie było prawie ukończone. "Jeszcze tylko troszeczkę! Damy radę!" zawołałam przywierając do szyby i wytwarzając między nićmi pajęczyny szklistą powłokę. Moje dwie, pozostałe przy życiu "siostry" zrobiły to samo. Nagle wiatr ustał.

- Cudownie! Udało nam się! - zawołałam wymieniając z "siostrami" gest zwany przybijaniem piątki. Jakoś strata 17 "sióstr" i matki nie zrobiła na mnie większego wrażenia.

Następnie podeszłam do wyraźnie zszokowanych demonów. Jestem pewna, że myśleli, że zaraz ich zabiję. To byłoby zgodne z instynktem mojego gatunku. Ja jednak popchnęłam ich jedynie na ścianę i zbliżyłam się do jednego z nich przyglądając się uważnie jego wyrażającej przerażenie twarzy. Zauważyłam bowiem, że  włosy chłopaka związane są w sposób charakterystyczny w sennym świecie dla niewolników. Poleciłam jednej z "sióstr" by podała mi nóż a następnie śmignęłam ostrzem głowę demona. Chłopak zamknął oczy przygotowując się na śmierć. Ta jednak nie nadeszła. Zamiast tego na jego ramiona opadły długie, rozpuszczone teraz białe włosy a o podłogę uderzył kawałek przypominającego plastik materiału. Chłopak otworzył oczy, niedowierzając.

- Nigdy nie byłeś niewolnikiem, to tylko kawałek materiału, łatwy do zniszczenia, taki jak ten, zobacz: - powiedziałam wytwarzając między palcami fragment pajęczyny przypominający kawałek teśmy klejącej a następnie rozrywając go. - Kto ci to zrobił? Dlaczego musiałeś ruszyć do ataku?

Chłopak opowiedział mi swoją historię. Była w gruncie rzeczy podobna do mojej z tą różnicą, że demon wychował się w piekle. Dostał się do szkoły nijako z ulicznej łapanki, uświadomiono mu posiadanie pewnych mocy i nakazano by razem z "braćmi" ruszył do boju jako mięso armatnie. Było mi go żal.

Nagle pomieszczenie wypełnione zostało dźwiękiem telefonu. Chłopak wyciągnął komórkę z kieszeni patrząc mi w oczy, niepewny co zrobić. Na wyświetlaczu widniał napis "Ojciec". Wyrwałam mu przedmiot z ręki i odebrałam. Powitał mnie męski głos:

- Gdzie matka?
 
 - Pewnie w piekle, tam gdzie jej miejsce. - odburknęłam odkładając słuchawkę. Co najlepsze odpowiedź wcale nie była tak odległa od prawdy. Istoty mojego gatunku - a więc i "matka" po śmierci powracały do swojego prawdziwego domu czyli piekła a było całkiem prawdopodobne, że nie przeżyła potyczki.
Sen się zakończył.


 


 

poniedziałek, 3 lutego 2014

Sen: Dzieci topiące się w morzu + strzępki 2 zapomnianych snów

Teoretycznie miałam dzisiejszej nocy trzy sny ale wyszło na to, że teraz nie mogę sobie przypomnieć dwóch z ich mimo zapisanych kluczy (po obudzeniu mam zwyczaj zapisywać słowa-klucze by później móc odtworzyć sen gdyby pamięć szwankowała) a pamięć trzeciego jest słabsza niż powinna.  Wspomnienia uleciały już kilka minut po obudzeniu, ledwie zdążyłam zapisać klucze.

Klucze snu 1: Kościół, odkrycie mocy, drogi spływ, wykorzystanie kontroli, ucieczka.
Klucze snu 2: Przestrzeń kosmiczna, świadomość mocy, oczekiwanie na zabójstwo, zabicie kogoś kto był przeznaczony by umrzeć, opinia: mięta nie zabija.

Czytam je w kółko ale w mojej pamięci nie pojawiają się żadne sceny by odtworzyć te sny. No niestety. Bywa i tak. Pewnie mi się przypomną jak będę zasypiać ale wtedy będzie już za późno bo do rana znów uciekną z pamięci.

Na szczęście w przypadku snu trzeciego pamięć już tak nie szwankuje i jestem w stanie na podstawie zapisanych kluczy (morze, ktoś tonie, krzyż, wycieczka z dziewczynką, ośnieżone schody, zjeżdżalnia, buty, koniczyna, ucieczka, konkurs, czarny koń = ja, dawanie szansy, ratowanie zabitej przyjaciółki, zwycięstwo, udawanie sieroty by mieszkać w akademiku) odtworzyć większość akcji. I tak oto:

Sen rozpoczyna się na plaży. Jest paskudna pogoda i pada śnieg a mimo to ludzie się kąpią, szczególnie dzieci. Nie przeszkadza im nawet fakt, że przy brzegu stoi metalowy, rzeźbiony krzyż postawiony tam niedawno na pamiątkę po dziewczynce która utonęła w tym miejscu. Co chwilę widzę ciała unoszące się bez ruchu na powierzchni a następnie ratowników ciągnących je do brzegu.

Podchodzi do mnie jakaś dziewczynka i pyta czy chcę się z nią przejść. Znudzona poprzednimi scenami zgadzam się i ruszamy. Dochodzimy do ośnieżonych schodów prowadzących w dół (dziewczynka zjeżdża po nich jak po zjeżdżalni), do nadmorskiego miasteczka. Co ciekawe tam nie ma już śniegu - panuje wiosna. Na obrośniętym pasie zieleni przy zejściu z plaży znajduję swoje buty - na plaży byłam boso mimo panującej tam zimy. Ubieram je. Nagle z pobliskiego domu ktoś wychodzi i wrzeszczy, że mu deptam koniczynę. Uciekam.

Tu niestety następuje czarna plama w pamięci (zapisane klucze: konkurs, czarny koń = ja, dawanie szansy, ratowanie zabitej przyjaciółki, zwycięstwo). Wiem tylko, że "czarnym koniem konkursu" byłam ze względu na moc przypominającą tą z mojego opowiadania a szansę dawałam bo nie chciałam zdradzić swoich mocy. Byłam jednak do tego zmuszona by uratować przyjaciółkę więc później stwierdziłam, że jak już wiedzą to w sumie nie zaszkodzi jak użyje mocy i wygram konkurs.

Następnie co pamiętam to to, że jestem przy akademiku tuż obok mojej sennej uczelni i przyjeżdżają moi rodzice. Nakazuję im spływać bo tylko sieroty mogą mieszkać w tym akademiku a pozostałe akademiki są dużo dalej od uczelni więc udaję, że nie mam rodziców żeby za dużo nie łazić.

Heh, czuję, że mogłabym to opowiedzieć lepiej gdyby pamięć snów nie uleciała. Sen 1 i 2 były wprowadzeniem do snu 3 i wyjaśniały w jaki sposób uzyskałam moc, na czym ona konkretnie polegała oraz jak i dlaczego trafiłam na plażę.

Poradnik: Jak uzyskać świadomy sen? - Metody



Jak uzyskać świadomy sen? - Metody


Zasadniczo metody mające na celu osiągnięcie świadomego snu dzielimy na dwie grupy:

  • MILD (Memory Induced LD) – LD wywołane z poziomu snu, pamięciowo.
  • WILD (Wake Induced LD)  – LD wywołane ze stanu czuwania.
 Osobiście dodałabym do tego trzecią grupę:
  • FILD (Feelings Induced LD) - LD wywołane przez odczucia.
 
MILD

Metody MILD są szeroko stosowane i mają tą zaletę, że nie wymagają od śniącego szczególnego wysiłku. Niejednokrotnie wystarczy tylko o nich POCZYTAĆ by już następnej nocy osiągnąć świadomy sen. Głównym ich założeniem jest to, by w trakcie snu w jakiś sposób zorientować się a następnie uzyskać pewność, że właśnie śnimy. 

1. RT

Najbardziej rozpowszechnioną metodą są tu tak zwane testy rzeczywistości (RT - reality test). Chodzi tutaj o czynności które wykonane we śnie utwierdzą nas w przekonaniu, że właśnie śnimy. Przykładami testów rzeczywistości mogą być:
  • Spojrzenie na swoje dłonie – czy wyglądają tak jak w rzeczywistości? Może mają po 7 palców albo obie są lewe?
  • Próba lewitacji – w rzeczywistości nie można latać, to znany fakt. We śnie jednak zazwyczaj (o ile tylko podświadomość nie postanowi wykazać się oślim uporem) wystarczy pomyśleć o wzniesieniu się w górę by nasze stopy oderwały się od ziemi.
  • Zerknięcie na zegarek – jesteś w stanie odczytać godzinę? Godzina zgadza się z porą dnia? Wszystko w porządku z czasem czy może zegarek wskazuje np. godzinę „66:66”?
  • Próba przeczytania czegoś – jesteś w stanie czytać? Czy czytany tekst jest w miarę logiczny? A może litery falują i zamieniają się miejscami? Odwróć wzroki spójrz jeszcze raz – tekst się przypadkiem nie zmienił?
  • Próba zapalenia światła – włącznik nie działa? Nie, nie zakładaj od razu, że zabrakło prądu. Klaśnij w dłonie, powiedz „światło proszę się zapalić”, powiedz innej osobie żeby spróbowała nacisnąć przycisk. Jakie efekty?
  • Zatkanie nosa ręką i próba nabrania powietrza – nie ma z tym problemu? Gratulacje. To sen.

Można wymieniać bez końca. Wszystko może posłużyć jako narzędzie do wykonania testu rzeczywistości.

2. Znaczniki snu

Metoda stanowi uzupełnieniem testów rzeczywistości. Do stosowania niej konieczne jest prowadzenie dziennika snów i analizowanie ich pod kątem często powtarzających się symboli. Gdy wychwycimy taki symbol (np. często śni nam się, że chodzimy po podziemiach więc znacznikiem są wszelkie „podziemia”) wbijamy sobie do głowy, żeby wykonać test rzeczywistości za każdym razem gdy zobaczymy ów znacznik. Czyli w przypadku "podziemi" – wchodząc do np. piwnicy wykonujemy jakiś test rzeczywistości. Musi to stać się nawykiem.

Teoretycznie same testy rzeczywistości bez wychwycenia znaczników snu i wyrobienia odpowiednich  nawyków są bezużyteczne jednak z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że owe testy same w sobie stanowią znaczniki snów. Ponieważ podświadomość szuka pomysłów na sny dosłownie wszędzie bardzo prawdopodobne, że po przeczytaniu poradnika prędzej czy później przyśni ci się, że np. masz 7 palców u rąk. Jeżeli tylko uda ci się zachować trzeźwość umysłu z łatwością przemienisz taki sen w LD. Przypomnisz sobie bowiem, że spojrzenie na dłonie to jeden z podstawowych RT a nietypowa ilość palców oznacza sen.

 3. Autosugestia

Metoda polega na tym, by przed zaśnięciem intensywnie myśleć o tym, że chce się tej nocy uzyskać LD. Przy odrobinie dobrej woli podświadomość spełni prośbę i sama stworzy okazję do uzyskania świadomego snu. To czy ją wykorzystamy zależy już od śniącego (raz np. podświadomość dała mi znak, że śnię pozwalając by telewizor we śnie działał bez podłączenia do prądu - zamiast uzyskać LD cieszyłam się jak głupia, że mam mobilny telewizor -_-).


WILD

Osobiście raczej nie stosuję metod WILD ponieważ efekty były w moim przypadku niewspółmierne do straconego czasu i energii. Metody WILD polegają bowiem na próbach zaśnięcia z zachowaniem świadomości co znacznie skraca czas snu i ogranicza występowanie fazy snu głębokiego co może źle wpłynąć na stan zdrowia.

1. Metoda 4+1
 Jedna z najpopularniejszych metod WILD. W skrócie polega ona na tym, by spać przez 4 godziny, następnie obudzić się, zająć inną aktywnością przez godzinę i dopiero spróbować zasnąć ponownie. U mnie stosowanie tej metody kończyło się zwykle tym, że po godzinie zasnąć ponownie już nie mogłam a gdy zasnęłam – nie miałam żadnych snów.

2. Metody sprawiające, że zasypiając nie pozwalamy sobie na utratę świadomości
Wśród których wymienić można oddychanie holotropowe, Idoser a nawet przysłowiowe liczenie baranów. Chodzi o to by leżeć tak długo aż zostanie się wciągniętym w sen. LD w taki sposób udało mi się osiągnąć tylko raz i przyznam – było całkiem niezłe. Zwykle jednak po prostu zasypiałam z nudów, tracąc całą świadomość o której zachowanie miałam teoretycznie walczyć. A rano budziłam się niewyspana.

3. Powrót do snu

Jedna z niewielu metod WILD które rzeczywiście stosuję. W odróżnieniu od pozostałych jest to metoda którą odkryłam samodzielnie (choć właściwie nie jest to nic wielce odkrywczego) i przyniosła u mnie wielokrotnie właściwy skutek. Metoda owa polega na tym, by tuż po obudzeniu ze snu, nie otwierając nawet oczu zasnąć ponownie skupiając się na akcji snu z którego nastąpiło wybudzenie. Przy odrobinie szczęścia wspomnienia przechodzą gładko w następny sen a śniący pamięta dobrze, że chwilę wcześniej już mu się to śniło więc i tym razem musi znajdować się we śnie.

 FILD

Metody polegające na stymulowaniu zmysłów ciała fizycznego podczas snu. Śniąc nie jesteśmy w 100% odcięci od rzeczywistości i realne sygnały jak chłód, kapanie wody czy dźwięk budzika często docierają do świata snu i zostają do niego wplecione przez podświadomość. Ktoś może np. śnić, że jest na lodowcu, w jaskini skąd skapuje woda albo szukać w sennych kieszeniach telefonu myśląc, że budzik to sygnał nadchodzącego połączenia.

1.  Metody słuchowe

Metody polegające na wysyłaniu sygnałów dźwiękowych. Może to być spanie przy włączonym radiu, ustawianie płyty z nagraniem tak by włączyła się po odpowiednim czasie, ustawianie powiadomień w telefonie tak by co kilkanaście minut dało się słyszeć serię piknięć bądź nagrane słowa "To sen!". Dość skuteczne, choć podświadomość potrafi interpretować podobne sygnały w dość nieprzewidywany sposób. Kiedyś ustawiłam w telefonie zegar wypowiadający co 15 minut godzinę. Podświadomość zinterpretowała sztuczny głos jako dźwięk wody lejącej się ze szlaufa więc otrzymałam we śnie zimny prysznic.

2. Metoda na pragnienie

Polega na tym, by przed zaśnięciem zjeść dużo soli. Prawdopodobnie wywoła to sen o poszukiwaniu czegoś do picia. Wystarczy więc ustawić napój jako znacznik snu.Metoda dość skuteczna - ale niezbyt zdrowa.

3. Metoda na siku 

Podobna do poprzedniej metody tyle że zamiast soli przed zaśnięciem przyjmujemy dużą ilość płynów. Wywołamy w ten sposób sen o poszukiwaniu toalety (znacznik snu). Uwaga. Niepowodzenie w zorientowaniu się, że to sen po odnalezieniu toalety zaskutkować może przykrą niespodzianką w postaci mokrego łóżka. :D

4. Ucisk głowy

Metoda którą odkryłam samodzielnie. Polega na tym by spać w ciasnej, materiałowej opasce bądź z włosami spiętymi w ciasny kucyk. Zasadniczo stosuję ją gdy chcę zapamiętać sen (zawsze działa) ale taka stymulacja skóry głowy zwiększa również szansę na LD. Dzięki uciskowi umysł we śnie jest czystszy a same sny bardziej wyraziste więc łatwiej zauważyć różne nieprawidłowości.