wtorek, 28 stycznia 2014

Długi sen - Zakochany demon

Byłam jakimś chłopakiem (żadna nowość, jestem chłopakiem mniej więcej w jednym na pięć snów...) który przyjechał ze znajomymi nad morze i nudziło mu się, najwyraźniej sądziłam, że ten świat nie zasługuje na moje zainteresowanie czy coś. Mimo, że znajomi (czy raczej znajome, bo z tego co się zdołałam zorientować chłopak przyjechał z dwoma przyjaciółkami - bez podtekstów) próbowali wymyślać coraz to nowe rozrywki ja siedziałam tylko na brzegu morza i pozwalałam by fale obmywały mi nogi.
W pewnej chwili jedna z koleżanek nazwała mnie tchórzem i kazała udowodnić, że tak nie jest. Nie za bardzo chciało mi się cokolwiek udowadniać ale to co zaproponowała było całkiem ciekawe - spływ kajakowy połączony z tunelem strachu. Więc poszliśmy. Koleżanka zajęła pierwszy kajak, ja drugi. Za nami podpięło się parę innych osób i spływ ruszył.

Atrakcje mogłyby być straszne (co chwilę coś wyskakiwało ze ścian, kajaki gwałtownie przyspieszały i hamowały, strumień zamieniał się w iluzoryczny wodospad, raz przejeżdżaliśmy przez salę "lawy" itp.) ale ponieważ wiedziałam, że to wszystko jest udawane nic nie robiło na mnie wrażenia. Gdy jakiś "straszny" głos powiedział nam "Trzymajcie głowy nisko, buahahaha" schyliłam głowę nie ze strachu ale po to, by nie uderzyć w nisko położoną przeszkodę którą projektant dał na tym odcinku.

W końcu kajaki zatrzymały się a gdy wysiedliśmy na obsypany różnego rodzaju bronią podest zaatakowali nas "piraci". Parsknęłam wtedy śmiechem, wzięłam leżący pod moimi stopami miecz i schowałam się w jakiejś beczce bo nie chciało mi się udawać że walczę. W pewnym momencie stwierdziłam jednak, że taka udawana walka mogłaby być właściwie zabawna i mogę postraszyć "pirackich" aktorów. Toteż, gdy usłyszałam krzyk mojej koleżanki wyszłam z ukrycia i przyłożyłam miecz do szyji "pirata" który ją niby obezwładnił. Walka miała się już ku końcowi - koleżanka była ostatnią z obezwładnionych osób, poza mną.

- Czekaj! Ten pirat to mój znajomy. Nie rób mu krzywdy. - powiedziała koleżanka.

Odsunęłam broń od szyji "pirata" a gdy ten spojrzał na mnie rzekłam:

- Byłoby zabawniej gdybym myślał, że to wszystko dzieje się naprawdę.

- Chcesz prawdziwego zagrożenia? - zapytał aktor śląc mi krzywy uśmiech. - Niech będzie.

Mężczyzna machnął ręką a wodą spłynęła łódź, tym razem kilkuosobowa. Jednocześnie ściana groty w której się znaleźliśmy otworzyła się ukazując wyjście na zewnątrz.

- Kto chce kontynuować: zapraszam do łodzi. Pozostali mogą wyjść na zewnątrz. - powiedział "pirat" - Tylko pamiętajcie, to wasza jedyna szansa. Jeżeli zdecydujecie się kontynuować nie będzie odwrotu.

Prychnęłam i bez zbędnego zastanawiania się zajęłam miejsce na samym czele łodzi. Moim śladem poszły jedynie cztery inne osoby, w tym koleżanka. "Pirat" spojrzał na nią zaniepokojony ale najwyraźniej uznał, że nie może ingerować w jej decyzję bo jedynie westchnął i skoczył na koniec łodzi odpychając ją od brzegu. W taki sposób, że... zamiast pierwszego zajmowałam teraz ostatnie miejsce.
Rozpoczął się kolejny szalony spływ. Początkowo wyglądało na to, że słowa o "prawdziwym" zagrożeniu były bujdą. W pewnej chwili jednak łódź wjechała w cienki przesmyk między dwoma głazami na których stali kolejni ludzie z bronią. Zaatakowali nas. Patrzyłam jak ranią towarzyszy przede mną a następnie sama otrzymałam nie zagrażającą życiu ranę w klatkę piersiową. Zabolało i polała się krew.

- No. Przyznam, że to już było coś. - rzuciłam, gdy opuściliśmy niebezpieczny fragment. Ton mojego głosu wyraźnie zaskoczył pirata. Szybko jednak zaskoczenie zostało zastąpione błyskiem w oku zwiastującym, że facet ma zamiar mnie zabić.

Dojechaliśmy do następnego pomostu tam pirat wysiadł, rzucił nam kilka opatrunków i zniknął gdzieś po to tylko by chwilę później wrócić z grupą innych osób. Ewidentnie należących do jego szajki. 

- Każdej osobie zostanie zadane pytanie lub zagadka. Jeżeli odpowie prawidłowo zyska szansę na dołączenie do nas jako nieumarły. Jeżeli odpowiedź będzie błędna - zabijemy was.

Nowoprzybyli pochwycili nas i poprowadzili kolejno do piątki wyglądającej na "grubsze ryby". Cztery kobiety i facet. Miałam poważne wątpliwości czy są ludźmi. O ile czwórkę z nich mogłabym określić jako nieumarłych piątą, kobietę otaczała dziwna aura. Musiała być demonem.

- Przecież wam nie ucieknę. Sam chciałem się tu znaleźć więc nie mam zamiaru dezerterować. - mruknęłam do prowadzących mnie mężczyzn ale ci zignorowali moje słowa i wciąż kurczowo trzymali mnie za ramiona. Pozostało mi patrzeć jak moi towarzysze prowadzeni są kolejno do tajemniczej piątki. Mnie zostawiono na koniec.

Nie pamiętam jakie pytania zadawano moim poprzednikom ale były dość łatwe. Tylko jedna osoba odpowiedziała błędnie. Była czwarta w kolejności, nie spodziewałam się że tak się stanie po tym, jak poprzedzające ją 3 osoby (w tym moja koleżanka) przeszły test i zostały przemienione w istoty nadnaturalne przy pomocy bliżej niezidentyfikowanego zielonego światła. Ledwie odpowiedź wydostała się z jej przerażonych ust trzymający ją żołdacy przecięli jej mieczami głowę i wrzucili do wody gdzie ciało wkrótce zatonęło.

Przyszła kolej na mnie. Z szeregu piątki wystąpiła demoniczna kobieta. Zerknęłam na "przewodnika wycieczki" który nas tu przyprowadził i widząc jego uśmiech wyraźnie mówiący "Ciekawe jak sobie z nią poradzisz" przybrałam pozę mówiącą, że wcale się nie boję. Następnie spojrzałam na twarz demonicy czekając na zagadkę.

- Watashi suki anata. - powiedziała demonica posyłając mi uśmiech który wyglądał na sarkastyczny.

Więc o to im chodziło. Spodziewali się, że słysząc zagadkę w języku demonów nie będę w stanie odpowiedzieć i zyskam nauczkę za swój wcześniejszy absolutny brak strachu. Mogłoby im się tu udać. Mogło. Gdyby trafiło na kogoś innego. Uśmiechnęłam się co wprawiło otaczających mnie nieumarłych w osłupienie. Miałam swoją tajną broń.

Zamknęłam oczy przywołując do siebie wspomnienie brzmienia głosu demona. Owszem, nie znałam tego języka choć przypominał mi japoński (rozpoznałam słowo "suki", w anime często tak mówią w zdaniach o zakochaniu) ale znajomość języka nie była mi potrzebna. Przeniosłam umysł w słowa i podążając za nimi wykradłam myśli jakie towarzyszyły demonicy gdy je wypowiadała:

- Watashi suki anata. ~ Kocham cię. - co najciekawsze myśli były szczere mimo sarkazmu malującego się na twarzy kobiety.

Z zaskoczenia straciłam na moment równowagę i wpadłam na towarzyszących mi guardów. Następnie z otwartymi na całą szerokość oczami spojrzałam na demonicę i niedowierzając zapytałam:

Kochasz mnie!?!

Żołnierze puścili mnie jak oparzeni i spojrzeli na demona nie wiedząc najwyraźniej co robić. Oczy wszystkich nieumarłych skierowane były na kobietę. Przypuszczałam, że rozumieją język demonów i wiedzą, że odgadłam ale chcą dowiedzieć się dlaczego demonica wybrała akurat takie słowa (do zagadki mogłaby użyć jakichkolwiek) lecz czekałam w niepewności. Możliwe, że nie znając języka puścili mnie jedynie z obawy przed potencjalnym gniewem demona. Poza tym demonica zawsze mogła zaprzeczyć tym samym sprowadzając na mnie śmierć mimo, spełnienia przeze mnie warunków. Tylko czy faktycznie kochając mnie (jej myśli były szczere) zdecydowała by się na posłanie mnie na pewną śmierć dla zachowania reputacji? Może miłość to dla demona uczucie które nie może istnieć i skłamie tylko po to by pozbyć się własnego bólu? A może mój dar mnie zawiódł i moja odpowiedź okaże się błędna?

Nie doczekałam się na odpowiedź. Z nadmiaru emocji sen pękł i rozpłynął się. Szkoda. Ale w sumie i bez dalszego ciągu sen był  wystarczająco ciekawy.

Btw. Po obudzeniu sprawdziłam w translatorze "Watashi suki anata.". Faktycznie znaczy to "Kocham cię". Najwyraźniej moja podświadomość uczy się japońskiego podczas gdy oglądam anime. Ciekawe. Wydawało mi się, że zwracam uwagę tylko na angielskie napisy. Najwyraźniej zauważam więcej niż mi się wydaje. Ale w sumie to znany fakt - człowiek większość informacji zapamiętuje podświadomie. A języka można się zwyczajnie osłuchać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz