We śnie pojechałam z rodzicami na wakacje nad morze. Miejscowość przypominała Łebę ale podświadomość mocno ją zmodyfikowała - zamiast portu była rzeka.
Wynajęliśmy pokój w bloku w mniej uczęszczanej części miasta - z zachodniej strony rzeki. Nie podobała mi się ta okolica. Do morza szło się dość długo przez las a rzeka sprawiała, że morze było w tym miejscu dość niebezpieczne i brudne. Mimo to postanowiłam nie narzekać i wybrałam się na spacer wzdłuż rzeki.
Stanęłam na niebieskim moście i przez dłuższą chwilę przyglądałam się płynącej wodzie. Była dość czysta ale było jej zaskakująco dużo, ciężko było mi określić głębokość rzeki. Wiedziałam jedynie, że nieco dalej, na zakręcie gdzie woda znacząco przyspieszała musi znajdować się głębszy odcinek ale w tym miejscu dno było dość stabilne.
Poszłam dalej, ścieżką prowadzącą w stronę morza. W pewnym momencie zobaczyłam na rzece coś w rodzaju tamy. Jakaś dziewczyna próbowała przedostać się przy jej pomocy na drugi brzeg ale straciła równowagę i wpadła do wody. Rozejrzałam się po okolicy. Woda w tym miejscu była dość spokojna ale przyspieszała na fragmencie gdzie dziewczyna chwyciła się jakiejś gałęzi. Nie miała szans sama pokonać nurtu. Co więcej, nisko nad powierzchnią wody zwisały kable wysokiego napięcia. Nie dużo dzieliło ją od tragedii. Wystarczyło żeby ich dotknęła albo nastąpiło jakieś przepięcie.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon, położyłam go na brzegu by nie zamókł i weszłam do rzeki, brodząc w stronę dziewczyny. Tak jak się spodziewałam bez większego problemu byłam w stanie pokonać nurt a dno zdawało się być dość stabilne. W końcu byłam na tyle blisko, że wystarczyło wyciągnięcie ręki i dziewczyna znalazła się wraz ze mną na mieliźnie. Wspólnie wróciłyśmy ścieżką w stronę mostu.
Już przechodziłyśmy na drugą stronę gdy nagle dziewczyna zniknęła a na końcu mostu pojawiły się drzwi pilnowane przez jakiegoś strażnika. Przeszłam przez nie a stróż pogratulował mi złapanej duszy. No i sobie przypomniałam. Byłam demonem a dziewczyna, za cenę uratowania życia nieświadomie sprzedała mi duszę z czego nie zdawałam sobie sprawy ani ja ani ona. Wzruszyłam ramionami i przekroczyłam bramę. Za drzwiami znajdowały się schody.
W pomieszczeniu na górze znalazłam dziewczynę. Była cała i zdrowa ale najwyraźniej mocno zdezorientowana. Gdy weszłam oświadczyła "Gdybym wiedziała, że tak będzie wolałabym zginąć." a ja się rozzłościłam. Nie podpisywałyśmy żadnego kontraktu a ja, uratowałam jej życie z własnej woli nie oczekując niczego w zamian więc dlaczego musiała płacić taką cenę? To było niesprawiedliwe!
Kazałam jej opuścić budynek i oświadczyłam, że nie musi się przejmować kontraktem bo nie wykorzystam jej duszy w żaden sposób. Oczywiście, nie było to zależne ode mnie ale miałam zamiar jakoś ocalić ją od spędzenia wieczności w piekle. Choć w tamtej chwili nie miałam żadnego pomysłu jak to zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz