piątek, 30 maja 2014

Sen - Przypadkowy kontrakt

We śnie pojechałam z rodzicami na wakacje nad morze. Miejscowość przypominała Łebę ale podświadomość mocno ją zmodyfikowała - zamiast portu była rzeka.

Wynajęliśmy pokój w bloku w mniej uczęszczanej części miasta - z zachodniej strony rzeki. Nie podobała mi się ta okolica. Do morza szło się dość długo przez las a rzeka sprawiała, że morze było w tym miejscu dość niebezpieczne i brudne. Mimo to postanowiłam nie narzekać i wybrałam się na spacer wzdłuż rzeki.

Stanęłam na niebieskim moście i przez dłuższą chwilę przyglądałam się płynącej wodzie. Była dość czysta ale było jej zaskakująco dużo, ciężko było mi określić głębokość rzeki. Wiedziałam jedynie, że nieco dalej, na zakręcie gdzie woda znacząco przyspieszała musi znajdować się głębszy odcinek ale w tym miejscu dno było dość stabilne.

Poszłam dalej, ścieżką prowadzącą w stronę morza. W pewnym momencie zobaczyłam na rzece coś w rodzaju tamy. Jakaś dziewczyna próbowała przedostać się przy jej pomocy na drugi brzeg ale straciła równowagę i wpadła do wody. Rozejrzałam się po okolicy. Woda w tym miejscu była dość spokojna ale przyspieszała na fragmencie gdzie dziewczyna chwyciła się jakiejś gałęzi. Nie miała szans sama pokonać nurtu. Co więcej, nisko nad powierzchnią wody zwisały kable wysokiego napięcia. Nie dużo dzieliło ją od tragedii. Wystarczyło żeby ich dotknęła albo nastąpiło jakieś przepięcie.

Wyciągnęłam z kieszeni telefon, położyłam go na brzegu by nie zamókł i weszłam do rzeki, brodząc w stronę dziewczyny. Tak jak się spodziewałam bez większego problemu byłam w stanie pokonać nurt a dno zdawało się być dość stabilne. W końcu byłam na tyle blisko, że wystarczyło wyciągnięcie ręki i dziewczyna znalazła się wraz ze mną na mieliźnie. Wspólnie wróciłyśmy ścieżką w stronę mostu.

Już przechodziłyśmy na drugą stronę gdy nagle dziewczyna zniknęła a na końcu mostu pojawiły się drzwi pilnowane przez jakiegoś strażnika. Przeszłam przez nie a stróż pogratulował mi złapanej duszy. No i sobie przypomniałam. Byłam demonem a dziewczyna, za cenę uratowania życia nieświadomie sprzedała mi duszę z czego nie zdawałam sobie sprawy ani ja ani ona. Wzruszyłam ramionami i przekroczyłam bramę. Za drzwiami znajdowały się schody.

W pomieszczeniu na górze znalazłam dziewczynę. Była cała i zdrowa ale najwyraźniej mocno zdezorientowana. Gdy weszłam oświadczyła "Gdybym wiedziała, że tak będzie wolałabym zginąć." a ja się rozzłościłam. Nie podpisywałyśmy żadnego kontraktu a ja, uratowałam jej życie z własnej woli nie oczekując niczego w zamian więc dlaczego musiała płacić taką cenę? To było niesprawiedliwe!

Kazałam jej opuścić budynek i oświadczyłam, że nie musi się przejmować kontraktem bo nie wykorzystam jej duszy w żaden sposób. Oczywiście, nie było to zależne ode mnie ale miałam zamiar jakoś ocalić ją od spędzenia wieczności w piekle. Choć w tamtej chwili nie miałam żadnego pomysłu jak to zrobić.

niedziela, 25 maja 2014

Sen - Judo

<ziew>

Ze względu na weekendową szkołę (zajęcia od 7:40) i imprezę jaką ciocia urządziła wczoraj wieczorem (siedziałam z nimi do północy, ale przez hałas nie mogłam zasnąć do 2giej) szczerze dziwię się, że udało mi się zapamiętać sen z dzisiejszej nocy. A jednak!


We śnie znajdowałam się w mojej starej szkole - gimnazjum jeszcze.Miałam je jedynie odwiedzić wraz z kuzynem (był na imprezie) ale okazało się, że wprowadzono całkiem interesujące lekcje samoobrony - judo.

Postanowiliśmy dołączyć do zajęć. Mieliśmy określić naszą pozycję w grupie poprzez walkę z losowo wybranymi osobami. Najpierw kazano mi walczyć z kuzynem. Pokonałam go bez większego trudu, wkrótce wylądował na materacu przygwożdżony do podłogi. Z drugim przeciwnikiem również poradziłam sobie zaskakująco szybko. Tak szybko, że nawet nie pamiętam kim był i jak przebiegała walka. Trzeci pojedynek okazał się jednak większym wyzwaniem.

Z tłumu uczniów wyłonił się wyglądający dość niepozornie chłopak. Pomyślałam, że łatwo go rozgromię jednak w tłumie usłyszałam szepty: "Tylko nie on.", "Jest za dobry", "On nie gra fer.", "Biedna nie wie co ją czeka.", "Znowu użyje swojej sztuczki z lewitacją" i zrozumiałam. Najwidoczniej chłopak nie był zwykłym człowiekiem i dysponował umiejętnością lewitacji. Sufit w sali był wystarczająco wysoki, by chłopak mógł unosić się poza zasięgiem osoby stojącej na podłodze i byłam pewna, że atakował z góry w momencie gdy przeciwnik najmniej się tego spodziewał.

Uśmiechnęłam się. Nie ze mną te numery. Pewnym krokiem ruszyłam na leżącą na środku sali matę i usiadłam na niej po turecku, zamykając oczy. Nie wiedziałam ile będę potrzebować energii więc postanowiłam wykorzystać te kilka sekund przed walką by się doładować. Przy odpowiedniej koncentracji ja również mogłam latać. Wiedziałam o tym.

Nagle usłyszałam szybkie kroki zmierzające w moją stronę. Walka się zaczęła a chłopak najwyraźniej - widząc, że mam zamknięte oczy i wydaję się bezbronna - postanowił zakończyć sprawę szybko, bez wykorzystywania sztuczek. Byłam trochę zwiedziona. Mógł wykorzystać wolną chwilę na uzupełnienie własnej energii. Stracił w moich oczach próbując tak tchórzliwego manewru jak wykorzystanie medytacji przeciwnika na swoją korzyść.

W momencie gdy chłopak był już blisko wyciągnęłam gwałtownie dłoń i złapałam go za dłoń która miała właśnie trafić w tył mojej głowy. Następnie wstałam gwałtownie i zanim chłopak zdążył się zorientować już trzymałam obie jego dłonie wykręcone w taki sposób, że nie był w stanie się poruszyć. Łatwe zwycięstwo. Szkoda, liczyłam na lepszą walkę.



Wybudziłam się ze snu gwałtownie, obudzona przez promienie Słońca. Myśląc, że zaspałam do szkoły zerwałam się na równe nogi i zerknęłam przez okno. Rozświetlająca pomieszczenie dzienna gwiazda przenikała przez cienką warstwę chmur a wyraźnie widoczny kontur okrągłej tarczy znajdował się bardzo nisko nad horyzontem. Zerknęłam na zegarek. Była 6:08. Budzik miał zadzwonić za pół godziny. Uspokojona, zadowolona i z jakiegoś powodu wcale nie senna położyłam się by wykorzystać czas pozostały mi na sen. Nie udało mi się już zasnąć głęboko ani powrócić do świata snów - zamiast tego tylko drzemałam, co 5 minut zerkając na zegar i nie mogąc uwierzyć, że mimo przespania około 4h (i 5h poprzedniej nocy) czuję się taka rześka.

niedziela, 18 maja 2014

Dwa sny - Śnieżyca i Koty

1. Śnieżyca
Siedziałam jak zwykle w swoim pokoju i w pewnym momencie kątem oka dostrzegłam jakiś ruch za oknem. Padał śnieg! Śnieg w drugiej połowie maja! Ogromne, białe płaty targane wiatrem prawdziwa śnieżyca. Zaskakujący był nie tylko sam opad ale również sposób w jaki spadały płatki. Coś było nie tak z czasem lub moją percepcją - momentami wszystko nieruchomiało a płatki zawisały w powietrzu, niewrażliwe na siłe grawitacji. Zignorowałam jednak ten fakt. "No to rodzice się ucieszą..." mruknęłam sarkastycznie, wiedząc, że od jakiegoś czasu martwią się, że może nie być w tym roku lata bo nie było zimy.

Zeszłam do salonu by powiadomić rodziców o odkryciu (zgodnie z przewidywaniami zaczęli narzekać) i wyszłam na balkon by sprawdzić temperaturę. O dziwo nie było zimno, mogło być około 14*C. Doszłam więc do wniosku, że mam do czynienia z burzą śnieżną która powstała na tej samej zasadzie co grad. Który jak wiadomo potrafi spaść nawet w najzimniejszy letni dzień. Ah, ta logika snu.

Uspokojona zaczęłam rozglądać się po balkonie i zauważyłam, że oprócz roztapiających się płatków leży tam kilkanaście monet. Były tam zwykłe kilku-kilkunastogroszówki ale również monety z innych krajów czy też takie które dawno wyszły z obiegu - była tam np. moneta wielkości 50groszówki o nominale 120110zł o dacie ważności (?) 1930-1994. Ah, tak. Nie wspomniałam, że każda moneta miała datę ważności w takiej formie, nie jedynie datę wypuszczenia na rynek. Znalazłam nawet wyglądającą na aktualną monetę 50gr z datą 1995-2013, czyli przeterminowaną. :D

2. Koty

W drugim z dzisiejszych snów byłam w Wygiełzowie z okazji jakiegoś festynu i rodzice zaparkowali w miejscu gdzie kiedyś było wysypisko (skutek czytania forum przełomu) które we śnie zostało przekształcone w parking zamiast - jak w rzeczywistości - w sklep ogrodniczy. Pojechałam tam z rodzicami i kotami. Koty zostały na miejscu a my poszliśmy zwiedzać.

Po powrocie zastałam Filipka z trzema innymi kotami. Lawinii nigdzie nie było widać. Po dłuższym nawoływaniu i poszukiwaniach wpuściliśmy Filipka do auta i zabraliśmy jednego z kotów zamiast Lawinii. Dziwny sen. Pewnie ma związek z tym, że kotka Lawinia pochodzi z Wygiełzowa właśnie.

sobota, 17 maja 2014

Sen - Egzamin-pomyłka.

Sen został wywołany faktem, że wczoraj miałam próbny egzamin w pewnej szkole w Trzebini.

We śnie znajdowałam się znowu w tym budynku i razem z grupą osób weszłam do sali gdzie odbywał się mój egzamin - myślałam bowiem, że będzie następny (chętni mają do dyspozycji trzy próby przed realnym egzaminem, próby odbywają się co piątek). Okazało się jednak, że pomyliłam dzień (czwartek zamiast piątku) i zamiast egzaminu na Technika Informatyka trafiłam na egzamin z krawiectwa.

Przeprosiłam więc i wyszłam z sali, kierując się do wyjścia ze szkoły. Po drodze mijałam wiele otwartych sal pełnych młodych ludzi - odbywały się normalne lekcje technikum. Młodzież obserwowała mnie gdy przechodziłam.

Wreszcie znalazłam wyjście z budynku. Nie rozpoznałam otoczenia (nic dziwnego, wczoraj byłam w tej okolicy po raz pierwszy) więc postanowiłam iść na ślepo, mając nadzieję, że coś wyda mi się jednak znajome. Przez okna w szkole patrzyli na mnie ludzie. Zaczęłam czuć się głupio wędrując tak bez celu więc postanowiłam zawrócić i obejść szkołę wokół. Licząc na to, że odnajdę wejście którym tam dotarłam.

Przechodząc obok szkolnego śmietnika spotkałam bezdomnego. Pokazał mi znalezione jedzenie i zaczął dopytywać czy myślę, że nadaje się do spożycia. Odparłam, że ja bym tego nie zjadła (mam obsesję na temat terminów ważności i sposobów przechowywania żywności) ale raczej nic mu się nie stanie. Gadka o jedzeniu sprawiła jednak, że stwierdziłam, że warto by coś zjeść. Wstąpiłam więc do szkolnego sklepiku.

W sklepie było pełno ludzi, panował hałas. Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś na co miałabym ochotę. Na półce z przekąskami dostrzegłam paszteciki-krokiety. Ponieważ jednak nie było na nich ceny poszukałam czegoś innego. Wówczas mój umysł wyblakł i chwilę później wychodziłam już ze sklepu podgryzając jakieś owocowe ciastko. 

Zatrzymałam się i spojrzałam na nadgryziony batonik. Uświadomiłam sobie, że nie pamiętam, żebym za niego płaciła. Wróciłam więc do sklepu i zapytałam kasjerkę ile jestem winna za ten baton. Ta podeszła do półki i zaczęła szukać. Nie było nigdzie ceny więc stwierdziła, że da mi go gratis jak kupię zestaw 1kg pomarańczy + 1l mleka za 9zł. Odparłam, że nie ma mowy i mogę jej dać za batona 2zł. Ta próbowała mnie nadal namawiać na zestaw. Odparłam, że nie lubię pomarańczy ani mleka a już tym bardziej ich kombinacji i mogę co najwyżej dać jej 9zł i wziąć kilka tych pasztecików-krokietów. Ale kasjerka straciła kompletnie zainteresowanie mną i zaczęła zajmować się innym klientem. Zostawiłam więc 2zł na blacie i wyszłam.

Wreszcie rozpoznałam okolicę. Nie do końca (byłam tam tylko raz a i okolica ze snu w niczym nie przypominała tej z rzeczywistości) ale przynajmniej wiedziałam w którą stronę iść by prędzej czy później natknąć się na przystanek autobusowy. Wkrótce dotarłam do zajezdni (choć o dziwo nie autobusowej a trolejbusowej/tramwajowej). Miałam kilka przystanków do wyboru (wszystkie z niebieskim dachem) więc poszłam na jeden który wydawał mi się najbardziej prawdopodobny jeśli chodziło o dojazd do Chrzanowa. Nie trafiłam. Jak udało mi się odczytać (a mówi się, że we śnie nie da się czytać - ja nie miałam z tym problemu) na tym zatrzymywały się pojazdy jadące do Krakowa. Udałam się więc na następny z możliwych ale zanim tam doszłam sen się zakończył.

piątek, 16 maja 2014

Eksperyment - Test metody z opaską. Rezultat - seria snów, sekundy LD.

Dziś postanowiłam zrobić eksperyment polegający na spaniu w ciasnej opasce by przekonać się, czy mój sposób na zapamiętywanie snów i LD (patrz poradniki) wciąż działa choć od czasu gdy ostatni raz stosowałam tą metodę minęło już sporo czasu.

Nie zawiodłam się. Z dzisiejszej nocy zapamiętałam od 4 do 9 snów (zależy jak liczyć - 4 odrębne sny, każdy składający się z 2-3 luźno powiązanych fragmentów). Jeden zakończył się chwilowym LD a w co najmniej trzech innych miałam szansę na LD którą zmarnowałam. Również przynajmniej były na tyle realne, że ich odczucia były porównywalne z rzeczywistymi: (szybkość, przeciążenie, hałas, chłód, dotyk.

1 (1). Skorpiony (LD)
W pierwszym ze snów byłam we własnych domu. Była noc i szykowałam się do snu gdy nagle dostrzegłam, że po domu chodzą niewielkie skorpiony. Rozgniotłam większość z nich kapciem i spłukałam pod kranem. Kilka jednak mi umknęło (w sypialni rodziców) i z przerażeniem dostrzegłam, że zajął się nimi mój kot. Zabił jednego ze skorpionów i zjadł go a na mordce zwierzątka dostrzegłam ślad po użądleniu.

Przestraszyłam się i zaczęłam przetrząsać internet w poszukiwaniu co robić gdy skorpion użądli kota i czy jad skorpiona jest groźny dla kotów. Nie mogłam znaleźć informacji. Tymczasem kotek położył się spać. Zastanawiałam się, czy się po prostu zmęczył czy też jad zaczyna działać. Nie mogłam tego znieść. Zaczęłam mówić do siebie w myślach "To niemożliwe, Filipek nie może umrzeć przez głupiego skorpiona! Zresztą? Co skorpiony robią w moim domu?! Przecież w Polsce nie ma skorpionów. Żeby tylko się okazało, że to sen..." i zdałam sobie sprawę, że być może faktycznie tak jest.

Zaczęłam zastanawiać się co mogę zrobić po uzyskaniu świadomości i nieopatrznie pomyślałam "Żebym tylko się nie obudziła". Zgodnie z myślą sen się zaczął rozpływać a ja, ratując sytuację na szybko odtworzyłam scenerię z sypialni rodziców tyle, że nie stworzyłam skorpionów. Świadomość snu umknęła jednak gdy tylko obraz się ustabilizował. 

1(2). Węże

Odtworzony sen pod względem scenerii i odczuć podobny był do pierwszego więc można go uznać za jego sequel. Znów znajdowałam się w sypialni rodziców i obserwowałam jak kot usiłuje polować na niewielkie, jadowite zwierzęta. Teraz były to dwa niewielkie węże (mniej więcej 15cm długości i 1cm średnicy, wyglądały jak glisty).

Tym razem zareagowałam szybko i udało mi się usunąć kota z pomieszczenia zanim został ukąszony a następnie wyszłam do ogrodu gdzie rodzice siedzieli z jakąś kobietą. Jak się okazało była nauczycielką ale nie mam pojęcia jakiego przedmiotu i w jakiej szkole.

Kobieta powiedziała żebym przyniosła coś należącego do niej z sypialni rodziców (jakiejś pudełko leżące przy łóżku). Zostawiłam kota na dworze i wróciłam do przeklętego pomieszczenia. Małe wężyki zniknęły. Podeszłam do łóżka rodziców w poszukiwaniu pudełka. Nagle, za sobą usłyszałam jakiś dźwięk. Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z gigantycznym wężem. Miał chyba z 2 metry i 15cm średnicy.

Przerażona odskoczyłam, wzięłam lampkę nocną i zaczęłam okładać nią dziada aż zdechł. A wówczas z przedpokoju usłyszałam okrzyk "Tylko się nie przestrasz mojego zwierzaka!". Popatrzyłam na stertę mięsa która jeszcze chwilę wcześniej była pytonem i - tym razem bez uzyskiwania świadomości ale będąc na granicy kolejnego LD ocknęłam się na moment, wybudzając się.

2 (3). Zepsuty komputer

Gdy po chwili ponownie zasnęłam znalazłam się przed biurkiem na którym leżał laptop. Moje zadanie polegało na zdiagnozowaniu i naprawieniu go (uczę się na Technika Informatyki). Włączyłam sprzęt i natychmiast usłyszałam co jest nie tak - urządzenie wywoływało potworny hałas, irytujący nawet we śnie. Myślałam, że to chrobocze dysk twardy bo dysk będący na wyczerpaniu daje podobne objawy a uszkodzenie dysku to częsta usterka w laptopach (działający dysk jest wrażliwy na wstrząsy a laptop często się przenosi, nawet gdy takowy działa). 

Już zabierałam się na wyłączenie grata i przystąpienie do rozbiórki gdy nagle, znikąd pojawiła się moja koleżanka z roku i wysunęła płytę z napędu. Hałas ucichł a ja wkurzyłam się, że sama na to nie wpadłam.
Ale w sumie tak niespodziewana "naprawa" była mi na rękę bo (fałszywe wspomnienie) obiecano mi, że mogę odkupić go za 10% ceny (około 100zł) jeżeli stwierdzę, że sprzęt nadaje się na coś lepszego niż złom.
Dokonałam więc transakcji jakimś cudem wytwarzając odpowiednią ilość gotówki (nieuświadomiona kontrola snu). Wówczas znowu coś przerwało sen i na moment się obudziłam.

2 (4). Szybka jazda

Kupiony laptop z poprzedniego snu przybrał formę samochodu a ja miałam teraz wybrać się a przejażdżkę i wrócić do domu. Znajdowałam się w zupełnie nieznanej okolicy i nic nie przypominało poprzedniego snu a jedynym połączeniem było to, że według moich wspomnień samochód kupiłam okazyjnie za 100zł.

Ruszyłam w drogę. Jechałam drogą szybkiego ruchu przez jakieś miasto podobne do Tychów ale Tychami nie będące. Jechałam 90km/h i z jakiegoś powodu wydawało mi się to ogromną prędkością - wyraźnie czułam szybkość i przeciążenia na zakrętach a auto ledwie trzymało się drogi. Cóż, prawdę powiedziawszy prawie wcale się nie trzymało. Nieumyślnie ścinałam zakręty i w końcu zaczęłam hamować przed wejściem w następne ale niewiele to dawało.

W pewnym momencie straciłam panowanie nad kierownicą, auto obróciło się o 360* (przez moment byłam do góry nogami) i wylądowało na przeciwległym pasie. Ledwie udało mi się ujść z życiem gdy dostrzegłam trzy auta zmierzające w moim kierunku. Udało mi się przemknąć między dwoma z nich. Zahaczyłam jednak maską o jedno z nich i rzuciło mnie do rowu.

Wyszłam z auta (cała i zdrowa) i zaczęłam badać uszkodzenia. Widok rozwalonej maski dopiero co kupionego auta zabolał i stwierdziłam, że muszę to naprawić. No i naprawiłam - kontrolą snu. Po chwili maska odzyskała swój kształt a po wypadku pozostały tylko widoczne zadrapania na białym lakierze.

3 (5). Ceremonia ślubna

Wówczas sen się nagle zmienił. Widziałam teraz siebie z perspektywy trzeciej osoby. I nie stałam wcale na poboczu drogi lecz w kościele. Byłam ubrana w jasną suknię balową a wokół mnie odbywała sięceremonia czyiś zaślubin. Z zażenowaniem obserwowałam jak "ja" stoi zupełnie nieruchomo jak słup soli podczas gdy ludzie wokół niej siadają, klękają i wstają zgodnie z odbywającym się rytuałem. W pewnej chwili stwierdziłam, że dość tego dobrego i zostałam wessana do ciała postaci.

3 (6). Bogini

Wciąż stałam na środku kościoła, patrząc jednak już na otoczenie własnymi oczami. Kościół opustoszał, nawet nie wiem kiedy. Teraz zamiast gromady ludzi w budynku znajdowało się może z 6, 7 osób. Głównie mężczyzn. Któryś zauważył, że odzyskałam zdolność ruchu i zaśmiał się mówiąc coś o moim stroju.

Zerknęłam w dół. Suknia balowa zniknęła a zamiast tego narzucone miałam na siebie jedynie białe prześcieradło, owinięte wzdłuż pasa tak, że górna połowa mojego ciała była naga (a byłam kobietą). Z jakiegoś powodu nie obeszło mnie to. Podniosłam tylko fałd prześcieradła i przerzuciłam je przez ramię tak by zakrywało piersi (choć odsłoniłam tym samym udo). Następnie, jakby nigdy nic zaczęłam sunąć między ludźmi, z jakiegoś powodu rozbawiona.

Zbliżyłam się do jedynej w towarzystwie kobiety i zbliżyłam twarz do jej twarzy, hipnotyzując ją wzrokiem. Następnie, gdy kobieta zaczęła wyraźnie wierzyć, że chcę ją pocałować odsunęłam się od niej i ponownie zaczęłam sunąć między towarzystwem. Za sobą usłyszałam niepewny głos dziewczyny "Jesteśmy parą?". W odpowiedzi tylko uśmiechnęłam się. Pozwalając jej wierzyć, że ją wybrałam choć tak naprawdę tylko bawiłam się tymi śmiertelnikami.

4 (7). Latarnia z... jajami?

Tym razem byłam chłopakiem. Chłopakiem cierpiącym na autyzm, spędzającym całe dnie na próbach naprawienia jakiejś latarni. Znajdowałam się w chłodnym (odczucie fizyczne, być może wywołane rzeczywistością - po obudzeniu się odkryłam, że w moim pokoju jest zimno) budynky przypominającym ogromny magazyn/graciarnię. Wyraźnie widziałam zardzewiały baldachim, ułożonego na kształt piramidy blaszanego dachu wiszący wiele metrów nade mną (zaskakujące, że mój umysł wykreował to miejsce tak szczegółowo).

Siedziałam przy dziwnym urządzeniu grzebiąc przy nim. Miało fioletowy kolor i ułożone było na kształt jakiegoś dużego zwierzęcia. Tygrysa? A może byka? Albo konia? Nie mam pojęcia. W każdym razie zwierze miało łapy ułożone tak jak Sfinks a głowę schowaną między nimi więc ciężko było je zidentyfikować. Na grzbiecie istoty znajdowały się trzy pochodnie a obok mnie, na podłodze leżały własnej roboty przyciski od których odbiegały kable. Moim celem było takie ułożenie kabli by po naciśnięciu zapłonęły jednocześnie wszystkie pochodnie. Do tej pory dało mi się tylko wywołać płomień w jednej.

Nie byłam w pomieszczeniu sama. Towarzyszyła mi jakaś dziewczyna która najwidoczniej znalazła się tam po raz pierwszy i głośno komentowała moje zachowanie. Starałam się ją ignorować ale nie było to łatwe. Dziewczyna paplała "Jak możesz siedzieć w takiej norze?", "Nie jest ci zimno?", "Chodź na dwór!", "Co robisz?", "Jak to działa?".

Nagle doznałam olśnienia. Głupia gadka dziewczyny sprawiła, że odkryłam czego brakowało w mojej konstrukcji (było to coś nieuchwytnego, jak emocje). Podłączyłam odpowiednie kable, nie do końca wierząc że się uda. Ale się udało. 

Wszystkie trzy pochodnie zapłonęły równocześnie. Nagle jednak w latarni coś zgrzytnęło i na zewnątrz zaczęły wysypywać się... setki kurzych jaj. WTF?

Tu na chwilę nastąpiła przerwa we żnie a następnie zobaczyłam chłopca jak roznosi z kimś jajka po sąsiadach, w ramach promocji. Latarnia zamieniła się bowiem w fabrykę jaj...

4 (8). Przygoda nad strumykiem.

Chłopiec z poprzedniego snu wybrał się z dziewczyną nad strumień. To krótki fragment sn, ponownie bez widoku z pierwszej perspektywy. Obserwowałam po prostu jak chłopiec mówi dziewczynie, że chciałby coś sprawdzić i całuje ją.

4 (9). Supermarket

Znowu ta dziewczyna. Tym razem jestem sobą i spotykam ją w Libiąskim Lidlu. Dziewczyna zadaje mi pytanie "Jak to jest gdy autystyk kocha? Czy jeżeli je z kimś drożdżówkę to znaczy, że uważa, że są parą?". Jakkolwiek dziwne to pytanie może się wydawać moja odpowiedź była jeszcze dziwniejsza choć o dziwo, całkiem logiczna. "To zależy. Jeżeli je drożdżówkę w taki sposób, że następuje wymiana śliny - rozumiesz, trochę śliny zawsze zostaje na drożdżówce po ugryzieniu - to myślę, że można uznać to za coś w rodzaju pocałunku więc randkę. Ale jeżeli po prostu dostał od kogoś kawałek drożdżówki uzna to jedynie za przyjacielski gest". Hmm...


No... W każdym razie... Metoda z opaską przynosi efekty. <czuje się zażenowana przez te dziwne sny>

środa, 14 maja 2014

Sen - Tąpnięcie w kopalnii.

We śnie wraz z grupą nastolatków znalazłam się w jakimś podziemnym pomieszczeniu którego sufit opierał się na wzmocnieniu podobnym do tych w kopalniach. Również ściany i podłoga fakturą przypominały kopalnię złota albo soli. To chyba była jakaś wycieczka.

W pewnym momencie jedna z dziewczyn stwierdziła "Jak tu fajnie!" i zaczęła tańczyć. Niefortunnie jednak oparła się o jeden ze słupów wzmacniających i deski zaczęły drzeć. Pobiegłam do futryny drzwi mając nadzieję, że uchroni mnie przed skutkiem tąpnięcia i faktycznie, gdy wszystko ucichło wnęka była jednym z nielicznych miejsce nieprzysypanych głazami.

Zebrałam tych którzy przeżyli i zaczęliśmy szukać wyjścia z kopalni. Po jakimś czasie znaleźliśmy szczelinę w głazach przez którą przenikało światło. Poszerzyliśmy ją i ku mojemu zaskoczeniu zleźliśmy się w kuchni jakiegoś mieszkania. I to nie byle jakiego. Mój umysł wypełniły fałszywe wspomnienia i "jakieś mieszkanie" zamieniło się w "mieszkanie mojej starszej siostry". 

Nikogo nie było w domu.Otworzyłam lodówkę i powiedziałam ludziom żeby coś zjedli - byliśmy wykończeni po przedzieraniu się przez głazy. Sama wstawiłam wodę i zrobiłam sobie chińską zupkę. Makaron przez dłuższą chwilę nie chciał się przyrządzić ale wkrótce się udało. Zadowolona jadłam wątpliwej jakości posiłek i co ciekawe czułam we śnie smak. Zmysł ten rzadko jest w snach aktywny.

Następnie wyszłam z budynku polecając ludziom by powiedzieli, że są tu na moje życzenie gdyby lokatorzy wrócili - siostra nie mogła mieć do mnie pretensji. W tej samej chwili jednak ktoś chwycił mnie za rękę i sceneria się zmeiniła.

Byłam w piekle. Ale nie było to klasyczne piekło, właściwie wyglądało jak jakiekolwiek miasto, niczym się nie wyróżniało. Było piekłem bo w mojej głowie zostało piekłem nazwane. Towarzyszył mi diabeł. Powiedział, że jestem interesująca i nie chce żeby ktoś taki marnował się na Ziemi i zaprowadził mnie do budynku który był jego domem. Nie pamiętam dokładnie o co chodziło ale coś w pomieszczeniach było bardzo nie tak. Naprawiłam to momentalnie a diabeł i jego słudzy byli bardzo zdziwieni. Ja natomiast byłam zdziwiona, że mogli funkcjonować w tak spartolonym mieszkaniu i nie potrafili tego sami naprawić.Następnie stwierdziłam, że nie będę mieszkać z idiotami i wyszłam na zewnątrz szukając drogi powrotnej na ziemię. Wtedy sen się rozpłynął a pamięć tego fragmentu stała się mętna.

środa, 7 maja 2014

Długi sen - "Altruistyczny" demon

Nadal nie za często mi się coś śni a rano nie mam dość czasu by zapisać cokolwiek więc te nieliczne sny umykają zanim zdążę usiąść przy komputerze. Ale dziś jest inaczej.

We śnie spacerowałam z koleżanką i postanowiłam pokazać jej pewną "magiczną" łąkę. Była pod ziemią choć docierało tam słońce i rosły normalne rośliny - a sama łąka była czyimś ogródkiem.Musiałyśmy uważać, żeby ktoś nas nie zauważył ale nie za bardzo mnie to obchodziło. Jakby coś mogłam nas obronić - jak zwykle nie byłam człowiekiem tylko czymś w rodzaju demona.

Idąc dostrzegłyśmy pole koniczyny. Ze zdumieniem zauważyłam, że niemal wszystkie są koniczynkami czterolistnymi. Gdy zerwałam jedną okazało się jednak, że roślinka ma dziwną budowę - wyglądała jak czterolistna koniczynka ale miała bardzo twarde, porośnięte meszkiem liście. Rzuciłam koniczynę na ziemię i poleciłam koleżance by przestała szukać - bo to nie jest prawdziwa koniczyna, szczęścia nie przyniesie.

Następnie dotarłyśmy do sznurkowej zasłony. Za nią znajdował się przedpokój domu należącego do jakiejś bogatej rodziny. Budynek był ładnie umeblowany a gospodarzy najwidoczniej nie było w domu więc postanowiłyśmy się rozejrzeć. Koleżanka miała zastrzeżenia ale ja - jako demon - nie widziałam w takim zwiedzaniu nic złego.

Gdy zwiedzałyśmy drugie piętro usłyszałyśmy samochód wjeżdżający na podjazd. Koleżanka, niewiele myśląc zerwała się i przerażona pobiegła do przedpokoju jak spłoszone zwierze. Ruszyłam za nią jednak gdy dotarłam do pomieszczenia z zasłoną usłyszałam, że klucz w drzwiach się przekręca. Koleżanka zdołała umknąć za zasłonę ale ja nie miałam szans - gdybym spróbowała ludzie z pewnością dostrzegliby ruch zasłonki a wtedy dowiedzieliby się również gdzie uciekła moja towarzyszka. 

Wycofałam się do któregoś z bocznych pomieszczeń. Była to kuchnia. Schowałam się za blatem jadalni i zaczęłam nadsłuchiwać. Rodzina najwidoczniej nie zdawała sobie sprawy, że mają towarzystwo. Starszy syn, stwierdził, że jest zmęczony i poszedł do swojego pokoju, młodszy zaczął chodzić po domu najwyraźniej szukając czegoś ciekawego do roboty. Rodzice przyszli do kuchni i zaczęli wypakować zakupy. 

W pewnej chwili ojciec rodziny ruszył w moim kierunku idąc po coś do jadalni. Usiłowałam się wymknąć do przedpokoju ale potrąciłam jakąś ozdobę i narobiłam hałasu. Zauważyli moją obecność. Zaczęłam uciekać. 

- Ktoś jest w domu! Włącz system ochronny! - zawołał mężczyzna.

Nie za bardzo wiedziałam o co chodzi ale zerwałam się na równe nogi i spróbowałam uciec. Pobiegłam na górę - pokoje chłopców miały wyjście na taras z zejściem na ogród mogącym stanowić niezłą drogę ucieczki. Weszłam do pokoju młodszego z chłopców i spróbowałam otworzyć okno. Wtedy nastąpił wybuch, w ostatniej chwili udało mi się odskoczyć.

Otrząsnęłam się szybko i rozejrzałam. Wokół było pełno dymu. Okno pozostało nienaruszone ale niektóre przedmioty były nadpalone. Raczej nie wyszłabym z tego cało gdybym nie odskoczyła instynktownie.Wybuch raczej by mnie nie zabił - jako demona - ale z pewnością kontakt z nim nie byłby przyjemny.

W sąsiednim pokoju usłyszałam ruch. To starszy z braci wybudził się i zakaszlał.Wybiegłam z pomieszczenia chcąc uciec zanim nastolatek odkryje moją obecność - sądziłam bowiem, że będzie chciał sprawdzić co spowodowało wybuch w sąsiednim pomieszczeniu. Wówczas za plecami usłyszałam kolejny wybuch, krzyk bólu i dostrzegłam obłoki sadzy wydobywające się z pomieszczenia obok. Najwidoczniej chłopak zapomniał o zabezpieczeniach i próbował otworzyć okno by pozbyć się dymu...

Nagle poczułam podmuch świeżego powietrza, w jednym z pomieszczeń było otwarte okno. Pobiegłam w tamtym kierunku. Pomieszczenie okazało się być pokojem dziennym z balkonem. To przez otwarte drzwi balkonowe docierał podmuch. Za sobą usłyszałam szybkie kroki - mieszkańcy biegli na piętro. Wybiegłam na balkon i zerknęłam w dół. Obok budynku biegła autostrada, zagłębiona w ten sposób, że pozornie nisko umieszczony balkon znajdował się na wysokości mniej więcej trzeciego piętra. To mogło trochę zaboleć.

Wspięłam się na barierkę. Za sobą usłyszałam pospieszne kroki. To ojciec rodziny dostrzegł mnie i najwyraźniej postanowił zatrzymać, widząc że mam zamiar zeskoczyć. Nic z tego, taka wysokość nie była dla mnie tak przerażająca jak dla ludzi. Uśmiechnęłam się pod nosem i skoczyłam a mężczyzna wydał z siebie przerażony okrzyk. 

Fakt, z takiej wysokości - a przynajmniej w takich okolicznościach - jeszcze nie skakałam i szczerze mówiąc zaskoczyła mnie już sama długość lotu. Zdołałam jednak tak ustawić nogi, że wbrew przewidywaniom lądowanie nie było dla mnie nawet bolesne. No i miałam trochę szczęścia - akurat nic nie jechało pasem na którym wylądowałam. 

Zerknęłam w górę. Mężczyzna przyglądał mi się z niedowierzaniem. Pomachałam mu i odbiegłam. Postanowiłam jednak pozostawić po sobie mentalny ślad. Wysłałam do ich mieszkania coś w rodzaju pluskwy dzięki czemu mogłam słyszeć i widzieć co się dzieje w budynku. 

- On nie żyje! - zawołała kobieta a w moim umyśle pojawiły się wyrzuty sumienia. Nie żeby to była moja wina, przecież sami ustawili w domu tak groźny system obronny a ich syn zmarł przez własną głupotę. Ale nie chciałam mieć chłopaka na sumieniu. Postanowiłam, że go wskrzeszę.

Następnie mężczyzna opisał żonie jak wyglądałam: Młody, ubrany na czarno nastolatek (w tej chwili zauważyłam, że faktycznie jestem chłopakiem, wcześniej we śnie moja płeć nie była zdefiniowana) z długimi do brody blond włosami. Dziwne, nie lubię blond włosów ale niech mu będzie.

Później zajęłam się pracą, informacje o jej efektach szybko dotarły do rodziny. Kobieta zobaczyła w internecie zdjęcia chłopaka wyglądającego jak ten z opisu męża i doszła do wniosku że to ja - i faktycznie tak było. Zdjęcie figurowało nad informacją na Twitterze: "Demon chce wskrzesić człowieka". Była tam wzmianka o tym, że zbieram "pieniądze" wymagane do procesu wskrzeszania (energię służącą za walutę w demonicznym świecie, zbieraną przez zyskiwanie dusz i złe uczynki). Wskrzeszanie było operacją wymagającą ogromnych nakładów, koszt: 30milionow więc moje działanie było ewenementem na skalę światową. Co równie zaskakujące "jakimś cudem" w ciągu jednego dnia udało mi się uzbierać 2,8miliona co samo w sobie było niezwykłe, przeciętny demon "zarabiał" max. 50tys dziennie.  

Kobieta zaczęła czytać komentarze i zatrzymała się przy jednym, pozostającym bez odpowiedzi:

- Jak ci się udało tyle uzbierać w ciągu jednego dnia? W tym tempie wskrzesisz tego człowieka za jakieś 2 tygodnie!

Uśmiechnęłam się, sięgnęłam po tablet i wystawiłam odpowiedź.

- Grając na giełdzie.

Kobieta przeczytawszy nowy komentarz weszła na stronę z wiadomościami giełdowymi i nawet jej niewprawne oko powiedziało jej natychmiast co zrobiłam. Kompletnie zdestabilizowałam rynek. Kupowałam akcje, sprawiałam, że ich wartość rosła w astronomicznym tempie a następnie sprzedawałam i kupowałam inne - obniżając magicznie wartość starych a zwiększając nowych. Już sama ilość gotówki jaką w ten sposób zdobyłam mogła wyprodukować sporo demonicznej energii ale to wcale nie ona napędzała mój dochód. Ze względu na destabilizację setki ludzi popełniało samobójstwo, setki dusz szło do piekła.

- Przecież mój syn natychmiast popełni samobójstwo jeżeli dowie się, że tylu ludzi zginęło po to by mógł zostać wskrzeszony... - mruknęła kobieta.

Informacja trochę mną wstrząsnęła. O tym nie pomyślałam. Kobieta mogła mieć rację... Szybko jednak stwierdziłam, że to nie mój problem. Jeżeli chłopak popełni samobójstwo będzie to jego świadoma decyzja a nie przypadkowy skutek moich działań. Moje sumienie będzie czyste.
(tiaa, przez moje działanie giną setki ludzi ale sumienie czyste... to się nazywa sumienie demona :D).

Tak, wiem. Porąbany sen. Ale w sumie fajny. :D