We śnie byłam na wycieczce i zwiedzałam zabytki w obcym mieście/kraju. W pewnej chwili weszłam do czegoś w rodzaju piramidy ale szybko zdałam sobie sprawę, że nie powinno mnie tam być, przebywanie w tym konkretnym zabytku było dla mnie wstydliwe (nie mam pojęcia jaki miał być tego powód - po prostu czułam wstyd i nie chciałam by ktoś mnie tam zobaczył). Mimo to postanowiłam, że skoro już tu weszłam mogę równie dobrze zwiedzić atrakcję.
Pod piramidą ciągnął się długi labirynt. Idąc nim w pewnym momencie usłyszałam, że do zabytku wchodzi grupa turystów więc przyspieszyłam kroku szukając jakiejś kryjówki. Napotkany przewodnik zasugerował, że mogę wyjść z budynku drugim wyjściem i wskazał na drabinę. Na jej szczycie widoczny był biały, świetlisty prostokąt. Wspięłam się na szczyt i spróbowałam zerknąć przez coś co wydawało się drzwiczkami w suficie/podłodze ale światło w pomieszczeniu/obszarze powyżej było zbyt jasne bym mogła cokolwiek dostrzec. A istniała możliwość, że znajdują się tam jakieś osoby.
Zeszłam więc z powrotem na dół i słysząc, że grupa jest już blisko ukryłam się za jakąś zasłoną. Niewiele to dało. Chwilę później zasłona rozsunęła się i stanęłam twarzą w twarz z moją mamą. Śmiała się ze mnie ale na szczęście dość szybko (po moim burknięciu "I co w tym takiego śmiesznego?") uspokoiła się.
Następnie razem z resztą wycieczki poszłam zwiedzać inne zabytki. Odwiedziliśmy np. ruiny jakiegoś zamku gdzie mieliśmy możliwość "wysłać list jak za dawnych czasów" wrzucając zapisane kartki do wiaderka wypełnionego wodą. Gdy zapytałam przewodnika po co ta woda i czy nie zniszczy listów ten odparł:
- A, nawet nie wiem. Raczej wody nie powinno tam być. Ktoś najwidoczniej zapomniał schować wiadro przed deszczem i napadało do środka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz