czwartek, 20 marca 2014

Długi sen (dwa sny?) - Śmierć i duchy.

We śnie byłam u fryzjera żeby podciąć trochę włosy bo mnie wkurzały. Manewrując przy mojej głowie fryzjerka oświadczyła, że:

- Saturn ci się porusza i zaraz wpadnie na Merkurego, trzeba wyciąć.

 I wycięła mi z głowy mały kawałek skóry po czym zrzuciła go na ziemię jakby nigdy nic.

- Ale nie sprawi to, że przestanę na niebie widzieć Saturna, prawda? - zapytałam przerażona, Saturn to naprawdę wdzięczny obiekt do obserwacji.

- Oczywiście że nie. - odparła fryzjerka manewrując przy mojej głowie dalej.

W końcu zabieg się za kończył a ja - czując, że na czubku głowy mam krwawiącą ranę nie odważyłam się dotknąć głowy by sprawdzić jak rozległe jest obrażenie. Zamiast tego podniosłam z podłogi upuszczony wcześniej przez fryzjerkę przedmiot, oblepiony zaschniętą krwią. Była to kostka kształtem nieco przypominająca planetę Saturn - kulka na blaszce. Obmyłam przedmiot z krwi i włożyłam do kieszeni, na pamiątkę.

Następnie wyszłam z zakładu i wsiadłam do auta chcąc wrócić do domu. Koncentrując się na pulsującym odczuciu na czubku głowy i trochę martwiąc co na moją nową fryzurę powiedzą koledzy w szkole przejechałam przez skrzyżowanie bez zachowania należytej ostrożności. Prawie zderzyłam się z innym samochodem lecz udało mi się umknąć na wysepkę dzielącą pasy ruchu. Niewiele to jednak dało bo chwilę potem przywaliła do mnie ciężarówka. Śmierć na miejscu.

Znalazłam się na brzegu rzeki gdzie jakiś licealista (pod obserwacją jakiegoś milczącego starca) usiłował stworzyć łódź z tektury. Połączenie tektury i wody oczywiście nie było dobrym pomysłem więc zasugerowałam mu żeby stworzył z tektury platformę znajdującą się na tyle wysoko by woda do niej nie sięgała. Jakby słuchając moich myśli fragmenty papieru podniosły się w górę i ułożyły łódź na kształt tej której obraz miałam w głowie. Telekineza?

Nad brzeg zaczęło schodzić coraz więcej osób, weszliśmy na łódź i popłynęliśmy wzdłuż rzeki co kojarzyło mi się z przeprawą przez Styks. Licealista trajkotał wesoło najwyraźniej uważając to wszystko za wspaniałą przygodę ale ja czułam, że łódź pełna jest umarłych a milczący starzec (stojący teraz na czele łodzi i wprawiający ją w ruch przy użyciu kija opieranego o dno rzeki) ma nas przeprawić na tamten świat.

- Dziś w telewizji pokazywali jakiegoś starca, wariat ubrał się w biżuterię jak choinka a później na oczach kamery wypadł przez okno i się zabił. - powiedział chłopak próbując rozbawić posępne towarzystwo. Zerknęłam w bok, na osobę siedzącą obok mnie. Był to starszy mężczyzna z długimi kolczykami w uszach i naszyjniku przewieszonym przez głowę.

- Chyba mówisz o nim. - mruknęłam ponuro, wskazując na staruszka.

- To nie było wcale tak! - zawołał starszy mężczyzna gwałtownie wstając, kolczyki dyndały mu w uszach w bardzo zabawny sposób.

- Radziłabym ci ściągnąć te ozdoby bo inaczej nikt cię nie weźmie na poważnie. - syknęłam rozbawiona.

Tu nastąpiła przerwa we śnie a moja pamięć poprzednich zdarzeń została stłumiona.

Następne co pamiętam to to, że byłam w swoim domu i krzątałam się wierząc, że jestem już i tak spóźniona na spotkanie z koleżanką. Zebrałam wszystko co było mi potrzebne i udałam się na miejsce spotkania (łąka niedaleko mojego domu) ale jak się okazało nikogo tam nie zastałam - koleżanka albo zniecierpliwiła się i poszła albo wcale się nie pojawiła. Zawiedziona ruszyłam okrężną drogą w stronę domu.

Przechodząc obok jakiegoś starego budynku w oknie dostrzegłam małego chłopca wołającego:

- Mogę wyjść?

Przy bramie stała kobieta którą uznałam za jego matkę choć była trochę zbyt stara moim zdaniem na posiadanie tak małego dziecka. Przyjrzałam się jej zastanawiając się dlaczego nie reaguje na słowa syna. W końcu o to zapytałam ale nic nie odpowiedziała.

Zerknęłam jeszcze raz na chłopca. Wyglądał zupełnie normalnie, materialnie. Jednak obserwując go dłuższa chwilę odkryłam, że dziecko pojawia się raz na drugim, raz na pierwszym piętrze, a czas między zniknięciem a pojawieniem się jest zbyt krótki by chłopiec miał czas zbiec po schodach. Więc był duchem. Zaciekawiona zapytałam kobietę czy mogę z chłopcem porozmawiać. Kiwnęła głową na znak zgody.

Weszłam do budynku. Okazało się, że jest to coś w rodzaju starej tawerny. Początkowo w środku nie było nikogo więc zawołałam chłopca i usiadłam przy barze wysłuchując jego historii. Wkrótce jednak do tawerny zaczęli napływać goście a chłopiec ulotnił się. Zaskoczona rozejrzałam się wokół i odkryłam, że dziecko macha do mnie ze starych, zmyślnie ukrytych w cieniu kąta tawerny schodów. W tym momencie ogarnął mnie lekki lęk - co ja robię? Rozmawiam z duchem? Mam zamiar podążyć za nim? Może chce mnie zaciągnąć w zaświaty?

Nagle jednak jakby coś odblokowało się w mojej pamięci. Poprzedni sen. Chłopiec nie mógł nic mi zrobić bo ja też byłam już martwa. Weszłam na górę i usiadłam na stojącym pod ścianą krześle. Okazało się, ze w pomieszczeniu znajduje się jeszcze jeden duch, również chłopiec ale nieco starszy. O ile ten którego już poznałam mógł mieć na oko dziewięciu lat o tyle ten wyglądał mi na jakieś jedenaście, dwanaście.

- Wiecie. Ja też jestem duchem. - powiedziałam i zaczęłam opowiadać swoją historię. - Było to latem zeszłego roku...

- Zeszłego roku? - zapytał któryś chłopców.

- Będzie z osiem, dziewięć miesięcy jak umarłam. Ale do tej pory nie zdawałam sobie z tego sprawy, funkcjonowałam dalej jak człowiek. Dopiero dzięki wam uświadomiłam sobie co się wydarzyło. Byliście już po drugiej stronie? - zapytałam szczerze zaciekawiona. "Przypomniałam sobie" bowiem dlaczego wyparłam z pamięci fakt że nie żyję - odkrywszy, że mimo bycia duchem mogę wciąż funkcjonować jak człowiek zaczęłam się szczerze bać, że przechodząc na drugą stronę nie ma możliwości powrotu.

- Byliśmy, ale woleliśmy wrócić tutaj. - odparli chłopcy.

Ucieszyłam się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz