We śnie obserwowałam tory kolejowe i jeżdżące po nich pociągi.W pewnym momencie widząc przejeżdżający odległym torem pociąg towarowy wykonałam krok naprzód i niemal zostałam uderzona przez niebieską lokomotywę która pojawiła się nie wiadomo skąd, dostrzegłam ją w ostatniej chwili. Ktoś stojący za mną zapytał z niedowierzaniem "Co ty robisz? Nie zauważyłaś jej?" ale odparłam "Oczywiście, że zauważyłam" i ucięłam temat. Nie chciałam się przyznać do własnej nieuwagi.
Lokomotywa zatrzymała się blisko nas, stopniowo wytracając pęd. W środku siedziała dwójka chłopców w wieku około 12 lat a na podłodze leżała nieprzytomna staruszka - prawdopodobnie to ona odpowiedzialna była za kierowanie pojazdem. Sprawdziłam czy żyje - oddychała i miała puls - i poleciłam towarzyszowi by się nią zajął a sama usiadłam za sterami pojazdu. Oczywiście, nie miałam doświadczenia w kierowaniu lokomotywą (która de facto szybko zamieniła się w ciężarówkę) ale ktoś musiał usiąść za kierownicą bo wokół pojawiło się tysiące klaunów (... mój pierwszy sen o groźnych klaunach xD) a coś mi mówiło, że nie mają dobrych zamiarów.
Jechałam przez pełne klaunów miasto a ci robili wszystko by mnie zatrzymać, wskakiwali nawet pod koła ale jakimś cudem zawsze udawało mi się ich w ostatniej chwili wyminąć.Treść snu natomiast nabierała coraz większego (w kryteriach snu) sensu. Chłopcy, tak jak wszystkie dzieci w tym świecie dostały zakaz jedzenia słodyczy (heh, te cukrowe baranki leżące na widoku w kuchni coś za bardzo mnie kuszą, dobrze, że dziś nareszcie pozwolą mi je zjeść :D) a klauny miały pilnować by żaden cukierek nie dostał się w ich ręce. Z kolei celem całej wycieczki było dojechanie i ukrycie się w wieżowcu na którego ostatnim piętrze przepis nie obowiązywał i do którego zmierzała teraz masa dzieci.
Dojechaliśmy na miejsce. Przyłączyłam się do tumu dzieci i broniłam je przed natarciem klaunów (znałam coś w rodzaju kung-fu! :D) eskortując je. Niewiele jednak dotarło na sam szczyt - część zostało zastraszone przez klauny a tym które miały wystarczającą siłę psychiczną zabrakło kondycji - wieżowiec miał dziesiątki pięter a winda nie istniała.
Na szczycie obserwowałam jak dzieci wchodzą do pomieszczenia gdzie odbywa się "imprezka" a gdy pokój się zapełnił pomachałam im i wyskoczyłam przez okno. Potrafiłam manipulować grawitacją a nie chciało mi się traciś czasu na zbieganie po schodach i przepychanie się przez tłumy na dole.
Wylądowałam gładko na chodniku a wówczas zaatakowały mnie dwoje mężczyzn o mocach podobnych do moich - jednak słabszych. Myśleli, że we dwójkę dadzą mi radę ale się przeliczyli - teleportowałam ich na wysokość 42 piętra i pozwoliłam na swobodny upadek. Nie jestem pewna czy zdołali odnaleźć wystarczająco kontroli by złagodzić uderzenie w ziemię bo przestali mnie już interesować. Zmartwiłam się za to dostrzeżoną komplikacją. Pomagając dzieciom stałam się wyrzutkiem magicznego społeczeństwa, ktoś nawet rozpuścił plotkę, że utraciłam swoje moce przez sprzeniewierzenie się bogowi. Zaczęłam się nawet sama zastanawiać czy to prawda - mogłam kontrolować grawitację i teleportację ale coś mi mówiło, że potrafię o wiele więcej.
Udałam się do sklepu z magicznymi przedmiotami chcąc sprawdzić czy faktycznie utraciłam nieco mocy. Okazało się jednak, że sklep uległ zniszczeniu - przygwożdżany został jakimś głazem którego nikt z nas wcześniej nie widział. Obok leżała skrzynia. Ktoś ją otworzył i zbadawszy przedmioty w niej ukryte stwierdził, że pochodzą ze świata powierzchni i zaczął tłumaczyć do czego służą. Szczególnie interesująca okazała się być pewna książeczka - wydawała się przeźroczysta (materiał okładki tworzył taką iluzję przez załamanie światła) ale w środku były normalne, białe kartki. Jak wytłumaczył znawca była to książeczka do nabożeństwa i ludzie z powierzchni wykorzystywali przedmiot do kontaktu z ich bogiem.Znaleziono też przygwożdżona przez przedmioty rybę-płaszczkę z naszego świata (została zgnieciona gdy przedmioty upadały) i dowiedzieliśmy się, że ludzie z powierzchni mają w domach okna wielkości 6 płetw.
W tym momencie dotarło do mnie, że znajduje się w podwodnym świecie a świat powierzchni jest mi znacznie bliższy - np. stosowałam miary długości cm, m a nie płetwy. Toteż gdy ktoś wpadł na pomysł by wysłać na powierzchnię grupę szpiegów majacych zbadać sprawę zgłosiłam się bez wahania.
Wylądowaliśmy w obozie wojskowym na powierzchni - udając rekrutów. Przez resztę snu gdy tylko nadarzyła się okazja wymykaliśmy się z obozu by zbadać okolicę. W pewnej chwili zmuszona byłam schować się za jakimś płotem przed nadchodzącym patrolem ale wpadłam z deszczu pod rynnę.Okazało się, że płot otaczał inny obóz wojskowy (tylko dla dziewcząt) a pech chciał, że akurat odbywało się tam szkolenie na świeżym powietrzu. Zostałam oskarżona o włamanie i zamin zdążyłam wyjaśnić nieporozumienie sen się zakończył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz